CUI BONO? – SPOJRZENIE NA FINANSOWANIE NAUKI

CUI BONO? –

SPOJRZENIE NA FINANSOWANIE NAUKI 


Nauka w Polsce jest niedofinansowana. O tym piszą „wszyscy” i wiedzą „wszyscy”. Nie wszyscy jednak wiedzą, jak marnotrawione są pieniądze podatnika księgowane po stronie wydatków na naukę, bo nie wszyscy chcą o tym pisać i nie wszyscy chcą opublikować to, co zostanie na ten temat napisane. Media nie przedstawiają prawdziwego obrazu rzeczywistości w nauce. Nie przedstawiają prawdziwego obrazu grupy trzymającej władzę w nauce. A jest to władza niemała, bo autonomiczna i objęta dożywotnim immunitetem. Politycy muszą się liczyć z tym, że opozycja będzie im patrzeć na palce i krytykować. Immunitet polityków jest na czas określony. Jeśli przegrają wybory, immunitet się kończy. W nauce jest inaczej. Raz zdobytego immunitetu nikt uczonym nie odbiera.

Nikt nie może uczonych krytykować, bo w nauce polskiej nie ma opozycji. O tym, co się dzieje w nauce polskiej decyduje formalnie środowisko naukowe, ale komisja do spraw tytułu naukowego umocowana jest politycznie, przy premierze. Tytuły profesora „belwederskiego” nadaje prezydent i tylko on może taki tytuł odebrać. Środowisko naukowe nie ma zaufania do samego siebie, skoro nie ceni sobie np. tytułów uczelnianych. Dopiero namaszczenie przez polityka podnosi autorytet naukowców i nadaje im dożywotni immunitet. Taki jest kuriozalny system nauki polskiej i nie ma woli, aby go zmienić.

Dla petryfikacji tego stanu rzeczy powołuje się różne centralne komisje, które badają, czy dany podmiot jest lepiej czy gorzej dostosowany do tego kuriozalnego systemu. Jeśli gorzej, to znika. Gorsze wypiera lepsze. Tak działa system nauki polskiej, a nauka przecież winna prowadzić ku lepszemu, a nie ku gorszemu.

Trąd w pałacu nauki

Znaczna część badań naukowych finansowana jest z budżetu, czyli z kieszeni podatnika. Firmy są na ogół zbyt słabe finansowo, aby opłacać potrzebne im badania. Po co zresztą mają je finansować same, skoro Komitet Badań Naukowych może im dać pieniądze podatnika. Jeśli są dobrze „umocowane”, to pieniądze dostaną i – co ciekawe – nie muszą się z nich przed podatnikiem rozliczyć. Jakoś się rozliczają z biurokratami z KBN, ale z czego, tego tak naprawdę nikt nie wie. Coś na podkładkę muszą mieć. Ale co? Tego KBN na ogół nie ujawnia.

Część tych firm jest zresztą zakładana przez naukowców. Jako pracownicy instytucji naukowej otrzymują więc pensję i pieniądze na prowadzenie badań, a następnie na dokładkę zarabiają jako członkowie firmy wspieranej często z kieszeni podatnika za pośrednictwem KBN. Niektórzy pracują w kilku instytutach na raz, szczególnie jeśli mają dobre znajomości. Zatrudniają, na przykład jako asystentów, tanią siłę roboczą, która ma pracować dla nich, a jeśli ktoś chce pracować dla nauki, to może stracić pracę. W instytutach z nauką w nazwie produkuje się często bezwartościową sieczkę, co pozwala na rozlicznie się ze statutowych obowiązków wobec KBN. Mało kto z nich chciałby pracować według standardów międzynarodowych. Nie wszędzie tak jest, ale wystarczająco często, żeby o tym pisać.

Podam przykład. Od lat prowadzona jest ponoć informatyzacja placówek naukowych, ale gdy pracowałem w instytucie PAN, dostępu do komputera najpierw nie miałem w ogóle. W końcu sekretarka załatwiła mi życzliwie jeden archaiczny i niesprawny komputer, który jej przeszkadzał na biurku. Sprawny komputer służył do „badań” nad układanymi na komputerze pasjansami – wyników tych „wysiłków naukowych” do dziś nie ujawniono. Na to pieniądze były. Dostępu do dobrego „pasjansowego” komputera i laserowej drukarki bronili finansowani z kieszeni podatnika pretorianie. Kiedy złożyłem podanie o grant, wstawiając jako jedną z pozycji zakup komputera, uznano to za postępek nieuzasadniony, podobnie jak wyjazd na międzynarodowy kongres, na którym miałem zaakceptowany referat. Na wyjazdy turystyczne, największe w Polsce (a może i nie tylko w Polsce) biuro podróży działające w KBN, pieniędzy nie szczędzi.
Trąd, który panuje w pałacu nauki jest bardzo trudny do uleczenia…

Projekty „badawcze”

Jednym z kluczowych sposobów rozdziału pieniędzy podatnika na naukę są konkursy na realizację projektów badawczych, tzw. grantów. O rozdziale pieniędzy decydują uczeni. Problem w tym, że decydują w sposób partykularny. Członkowie komisji grantowych najpierw dzielili pieniądze głównie między siebie, uważając zapewne, że skoro zasiadają w jury, więc są najlepsi, zatem im się należy. Co zostało do podziału, dawali swoim rodzinom, kolegom itp. Kryteria genetyczno-towarzyskie, zresztą powszechne w życiu naukowym, decydowały o podziale. Ten proceder nieco ograniczono, ale nie do końca. Kryteria merytoryczne nie są najważniejsze w kwestii podziału pieniędzy podatnika na tzw. badania naukowe. Odrzucone rzekomo z przyczyn merytorycznych projekty po pewnych zmianach są realizowane w jednostkach kierowanych przez członków komisji, oczywiście jako merytorycznie uzasadnione. Faktycznie są to plagiaty koncepcyjne, ale to jest standardem w nauce polskiej. Plagiatorzy mają immunitet. Ich nikt nie ściga. Ściga się tych, którzy by im plagiatorstwo zarzucili.

Od początku trwania systemu grantowego, w ciągu 12 już lat jego trwania, zrealizowano ok. 28 tys. projektów. Co one przyniosły oprócz zubożenia kieszeni podatnika? Otóż nie bardzo wiadomo. Na stronie internetowej NIK-u możemy znaleźć taki oto cytat: „Ktokolwiek grosz publiczny do swego rozporządzenia odbiera, wydatek onegoż usprawiedliwić winien”. KBN odebrał grosz publiczny do swego rozporządzenia, ale usprawiedliwić tego odebrania bynajmniej nie chce.

W sprawie grantów prowadzę od kilku już lat swoiste śledztwo obywatelskie, ale jak na razie bez skutku. Na co wydano pieniądze podatnika, do tej pory nie zdołałem się dowiedzieć. Są co prawda tzw. bazy danych KBN (obecnie na stronie http://www.opi.org.pl) ale są to raczej bazy „niedanych”. Bardzo rzadko te „dane” zawierają jakiekolwiek informacje o wynikach realizacji projektów badawczych. Dane ilustrują, że tylko ok. 10% projektów zakończyło się jakimikolwiek publikacjami.

Autorzy witryny Polski Cyrk Naukowy (http://www.naukowcy.republika.pl) przykładowo podali dane dla Akademii Medycznych (od roku 1994):

Liczba zakończonych projektów: 1423
Przyznana kwota razem: 66 422 351 PLN
Liczba projektów zakończonych publikacjami: 137
Fundusze rozliczone: 20 370 714 PLN

Tak mniej więcej wyglądają „dane” – podobnie jest w przypadku innych instytucji. Co zrobiono w ramach pozostałych projektów? Nie wiadomo. Nawet ministrowie nauki tego nie wiedzą! Początkowo tłumaczyli mi, że nie prowadzą wykazu rezultatów grantów. Ciekawe, prawda? Księgują, że się coś wydało, ale nie księgują, na co się wydało. Co na to główny księgowy kraju? Ano też nic. Tymczasem na projekty badawcze przeznaczono kilkaset milionów bez usprawiedliwienia przed zainteresowanym podatnikiem.

W telewizji, w gazetach i gdzie się tylko da słychać płacz naukowców, że nie mają z czego żyć, za co pracować, z czego finansować badań. Jednak rzetelnych relacji dotyczących tego, na co wydano pieniądze podatnika – nie znajdziemy w tychże gazetach czy programach telewizyjnych.

Również od obecnego Ministra Nauki i Informatyzacji Michała Kleibera i jego zastępcy Marka Bartosika nie otrzymałem informacji o wynikach badań zrealizowanych już projektów badawczych, finansowanych z kieszeni podatnika za pośrednictwem KBN. Mimo obowiązywania ustawy o dostępie do informacji obywatel nie ma szans na otrzymanie szczegółowych danych. Utajnianie informacji na temat wyników badań budzi uzasadnione podejrzenie, że takich wyników nie ma, a pieniądze podatnika księgowane po stronie wydatków na naukę, zostały po prostu lekką rączką sprzeniewierzone. Powinno to prowadzić do powstania po stronie podatników roszczeń odszkodowawczych wobec KBN.

Zmiany, zmiany…

Ostatnio opracowywany jest projekt zmian finansowania nauki. Uznano, że obecny system jest marnotrawny. Problem w tym, że nowy projekt zakłada przejęcie finansowania przez Ministra i jego urzędników, czyli tych, którzy wynikami badań się nie interesowali i nie wiedzieli nawet, gdzie te wyniki się znajdują. Chyba chodzi tu zatem o przejęcie łatwego dostępu do pieniędzy podatnika przez grupę trzymającą władzę w nauce, a nie o likwidację patologii. Projekt nie zakłada finansowania badań czy np. wykupywania wyników badań, a tylko finansowanie podmiotów mających osobowość prawną. Ten, kto ma osobowość naukową a nie ma osobowości prawnej, nie ma szans na finansowanie badań. W projekcie brak jest informacji:

  • czy nadal będą finansowane jednostki, które z dotychczasowych projektów nie rozliczyły się przed podatnikiem;
  • czy pieniądze przeznaczone na niezrealizowane projekty zostaną zwrócone wraz z odsetkami i przeznaczone na refundację projektów odrzuconych, które jednak realizowane jako projekty beznakładowe zakończyły się wynikami;
  • czy nadal będą finansowane bazy „niedanych”;
  • czy rezultaty badań finansowane z kieszeni podatnika zostaną podatnikowi ujawnione;
  • czy nakłady na badania zostaną powiązane z wynikami badań.
  • W projekcie nie ma planu finansowania badań prowadzonych przez jednoosobowe jednostki naukowe lub alternatywnie planów zatrudniania aktywnych naukowo w jednostkach badawczych. Projekt ustawy nie jest powiązany z rozwiązaniami systemowymi w nauce, stąd jego pozytywne znaczenie jest raczej wątpliwe.

    Odnosi się natomiast wrażenie, że stanowi on ucieczkę od odpowiedzialności za złe wykorzystanie środków finansowych księgowanych po stronie wydatków na naukę.

    Kontrola

    W swych poczynaniach KBN łamie w sposób oczywisty Ustawę z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej. Uniemożliwia tym samym społeczną kontrolę wykorzystywania pieniędzy podatnika. W jednym z wywiadów obecny Minister Nauki Michał Kleiber mówił: „Społeczna kontrola sposobu wykorzystywania przez uczonych publicznych pieniędzy jest trudna, bowiem prowadzone badania są coraz mniej zrozumiałe dla finansujących je społeczeństw”. Nie oddaje to istoty problemu. Rzeczywiście badania są coraz mniej zrozumiałe dla finansującego je społeczeństwa, ale przyczyna tego malejącego zrozumienia jest inna. Przede wszystkim wyniki badań muszą być dostępne dla finansującego je społeczeństwa. Jeśli wyniki ukrywa się przed społeczeństwem, to nie można w sposób zasadny społeczeństwu zarzucać, że nie rozumie tych wyników. Społeczeństwo po prostu nie ma szans na ocenę tych badań w warstwie merytorycznej i finansowej. Trudno mówić o kontroli czegoś, co zostaje z premedytacją utajniane.Józef Wieczorek

    Tekst wydrukowany w dwumiesięczniku OBYWATEL nr 4 (12) 2003-09-09

    Komentarze 2

    Dodaj komentarz