BARIERY

BARIERY

CYKL: FAŁSZYWY OBRAZ RZECZYWISTOŚCI 

Mój komentarz – J.W. (kursywa) do tekstu

MICHAŁA WOJCIECHOWSKIEGO  –  z dnia 1.10,2002. Rzeczpospolita 

Szkolnictwo wyższe w Polsce funkcjonuje dość dobrze. Co trzeba zrobić, aby działało jeszcze lepiej?

Czas usunąć bariery

 

MICHAŁ WOJCIECHOWSKI

Szkoły wyższe w Polsce na tle całości szkolnictwa, a także na tle gospodarki i administracji w ogóle prezentują się zupełnie dobrze.

 

J.W. Oczywiście. Wiele firm upada, wiele jest na skraju bankructwa a szkoly wyższe rosną jak grzyby po deszczu.

 Od 1989 roku liczba studentów wzrosła trzykrotnie,

 

J.W. Zgoda

przy umiarkowanych wydatkach,

 

J.W. Trudno się z tym zgodzić.

 nieznacznym tylko zwiększeniu liczby wykładowców i bez uchwytnego spadku poziomu,

 

J.W. Spadek poziomu jest łatwo zauważalny i przyznają to także rektorzy

 w warunkach wolności w wielu dziedzinach poprawionego. Wzrosły zarobki.

 

J.W. No właśnie. A nasilenie krzyku lamentujących o więcej,  jest chyba proporcjonalny do wzrostu zarobków.

Powiększa się baza materialna (nowe budynki i całe nowe szkoły).

 

J.W. Pełna zgoda.

Relatywnie mało jest problemów z korupcją i porażek.

 

J.W. No z tym to się nie można zgodzić absolutnie. O korupcji w szkołach się nie mówi lub rzadko mówi, ponadto jest ona wpisana w system. Jeśli profesorowie sami sobie  lub swoim przyznają pieniądze, to to nie określa się korupcją czy nepotyzmem, ale stosunkami przyjacielskimi, czy  polityką prorodzinną.

Źródła sukcesu

Jest ich z pewnością kilka i wszystkie są ważne. Zacznijmy od tego, że z natury uczelni wynika żądanie wysokich kwalifikacji, sprawdzanych przez tych, którzy już je mają. Wymóg przedstawienia doktoratu, a potem habilitacji wyklucza przy awansach uznaniowość typową dla administracji państwowej (a także w oświacie) i dla wielu zbyt dużych przedsiębiorstw.

 

J.W. Nic podobnego. W szkołach decyduje uznaniowość, sprawy merytoryczne są na dalszym miejscu. Również przy akceptacjach tzw. doktoratów, habilitacji, profesur, czasem o kompromitującym poziomie. Makulaturę drukuje się w uczelnianych, czy wręcz rodzinnych periodykach, a recenzentami są na ogół sami swoi.

Metoda kooptacji przez grono profesorów się sprawdza.

 

J.W. Wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś jest nonkonformistą nie ma co liczyć na akceptację  grona ‚profesorów’, kooptujących do swojego grona podobnych sobie konformistów. Jest to sprzeczne z zasadami nauki sensu stricto tworzonej przez nonkonformistów. Ale w Polsce jest inaczej.

To grono specjalistów dysponuje dużą wolnością w ustalaniu programów, tematów i wymagań, a przede wszystkim jest rzeczywiście samorządne.

 

J.W. Oczywiście. I dlatego moralnie odpowiada za patologię nauki i edukacji w Polsce,  ale od tej odpowiedzialności się uchyla.

Pojedynczy profesor ma znaczną swobodę kształtowania czasu i rytmu pracy. Osobiste kwalifikacje pozwalają dobrze wykorzystać mechanizmy demokratyczne na uczelniach.

 

J.W. ‚Demokratyczny’ mechanizm wybierania się profesorów na stanowiska, i wyrzucania niepokornych przez anonimowe ciała do demokracji sensu stricto nie należy, a jest zgodny z demokracją socjalistyczną. Odwoływanie się obecnie rządzących ciał do dekretów stanu wojennego, które pozwalały wyrzucać z uczelni każdego niewygodnego nauczyciela na podstawie dowolnych oskarżeń (bez możliwości odwoływania się do sądów)  oddaje dobrze poziom osobistych kwalifikacji obecnie zarządzających uczelniami.  

W funkcjonowaniu uczelni trudno się dopatrzeć większego upolitycznienia, nawet w szkołach silniej zideologizowanych przed 1989 rokiem zjawisko to zdaje się ustępować, choć działają w nich jeszcze grupy ludzi zawdzięczających stopnie naukowe bardziej ideologii niż wiedzy.

 

J.W. I ci świetnie prosperują i windują tych, którzy ich aprobują.

Sporadyczne tylko jest łączenie funkcji uczelnianych z polityką.

 

J.W. Niezupełnie. Ponadto uczelnie stanowią lądowiska dla wysadzonych z siodła w polityce. Ciepłe uczelniane posadki są bardzo ulubione przez polityków. 

 Szkoły wyższe nie są więc szarpane walkami stronnictw i zmianami władz.

 

J.W. No,  ze zmianami się nie spieszą, na ogół dyrektorzy są dożywotni, a towarzysze rządzą często od lat 70-tych,  jeśli wycieli tych, którzy im mogli zagrozić.

Pewne czynniki mają charakter ekonomiczny. Finansowanie bieżące uczelni z budżetu zależy od liczby studentów oraz pracowników z kwalifikacjami naukowymi

 

J.W. Z tytułami . A to ma niewiele wspólnego z kwalifikacjami. Niestety.

, przypomina więc system bonowy, skłaniając do gospodarności i rozwoju. Fundusze na projekty naukowe zależą od dotychczasowych wyników i jakości projektu.

 

J.W. Wyniki dotychczasowych projektów naukowych są niedostępne dla zainteresowanych. KBN nie prowadzi rejestracji wyników grantów, ale tylko rejestrację nakładów na granty. Fundusze zależą od ‚obiecanek cacanek’, a nie od wyników, stąd finansowanie działań paranaukowych, a brak finansowania naukowych. Komisje przyznają fundusze sobie, i swoim, co jest korupcją i nepotyzmem, i pisanie tego co pisze Pan Profesor Michał Wojciechowski jest niemoralne, bo jest to oczywista nieprawda. Jeśli jest inaczej to niech poda rezultaty grantów. KBN tworzy społeczeństwo informacyjne za pomocą zamykania dostępu do informacji!!!

Wzrost liczby studentów wynika w dużej mierze stąd, że posiadanie dyplomu zaczęło się bardziej opłacać i zwiększa szansę na pracę.

 

J.W. Dobrze by było opinię oprzeć na niezależnych badaniach. Dlaczego następuje wzrost bezrobotnych po ukończeniu roku akademickiego ?

„Klient” uczelni ma więc lepszą motywację do nauki i stawia większe wymagania, gotów jest też za naukę płacić.

Jednocześnie występuje zjawisko konkurencji, nasilone dzięki powstaniu szkół prywatnych i decentralizacji. Sprzyja mu system zdawania do kilku uczelni jednocześnie.

Mimo samorządności uczelnie mają oczywiście nad sobą rozmaite instancje wyższe. Nie jest to wszakże jedna centrala, lecz kilka, przy czym oprócz organów finansujących nauczanie i badania pozostałe są zasadniczo emanacją środowiska naukowego (komisja zatwierdzająca stopnie naukowe, komisje w KBN, komisje akredytacyjne do spraw programów i poziomu nauczania, Rada Główna). Nadzór z ich strony jest więc na płaszczyźnie działalności dydaktycznej i naukowej niezbyt uciążliwy i w dużym stopniu służy koordynacji oraz broni przed nieprawidłowościami.

J.W. Na jakich przesłankach oparty jest ten pogląd? Te komisje utrwalają nieprawidłowości w szkołach,  i same tym nieprawidłowościom podlegają, nic sobie nie robiąc z niezależnej opinii publicznej. Prasa, w tym Rzeczpospolita, takiej opinii  nie puści.

Hamulce

Przyczyny trudności szkół wyższych w Polsce widzę głównie w czynnikach zewnętrznych, ogólnospołecznych. Ukończenie studiów widziane jest formalnie jako zdobycie dyplomu. Instytucje żądają często od pracownika raczej świadectwa niż wiedzy. Rodzi to presję w kierunku obniżki wymagań i część uczelni jej ulega.

 

J.W. To kiepskie usprawiedliwienie dla uczelni. Szkoły, które ulegają presji obniżania wymagań ( jesli takie presje istnieją) winny być  zamykane, a nie finansowane z kieszeni podatnika.. 

Na skutek spadku poziomu szkół i matur poziom kandydatów na studia też uległ obniżeniu.

 

J.W. Na skutek usuwania z uczelni nauczycieli cieszących się zbytnim poważaniem wśród studentów i zbyt aktywnych naukowo obniżył się przede wszystkim poziom nauczycieli. Reszta jest tego pochodną.

Widać to w trakcie studiów, świadczy o tym poziom prac pisemnych oraz brak samodyscypliny i umiejętności uczenia się. Źle jest z językami obcymi – norma szkolna świata zachodniego to znośna znajomość jednego, dwóch języków obcych, do której uczelnia dorzuca kurs dla zaawansowanych, słownictwo specjalistyczne i kolejny język. U nas na ogół szkoła średnia tego nie daje, a uczelnia nie ma środków na nadrabianie zaległości; kto chce, musi uczyć się prywatnie (ta branża działa sprawnie).

Z przyczyn zewnętrznych wynika również nadmierny udział studiów zaocznych, na których prawie nie sposób utrzymać poziomu podobnego do poziomu studiów dziennych. Ich duża rola wynika z kilku czynników: popytu na dyplom-papierek; ubóstwa zmuszającego do wczesnego podjęcia pracy; spóźnionych studiów tych, którym zbrakło miejsc przed 1989 rokiem, koncentracji szkół w dużych miastach, w których życie jest dla zamiejscowych za drogie.

Trudno pominąć bariery budowane przez władze państwowe.

 

J.W. Główną barierą jest całkowita niezależność polityki kadrowej uczelni. Stąd kadry są takie jakie są,  i każdy to widzi. Jeśli mówi,  to uczelnie opuszcza. System uczelni jest zbliżony do systemu totalitarnego,  a uczelnie przypominają orwellowskie Ministerstwo Prawdy , w którym wartości mają odwrócony znak.

 Jest to, po pierwsze, ciągłe oszczędzanie na oświacie, najważniejszej naszej inwestycji na przyszłość. W latach 1997 – 2001 liczba studentów uczelni państwowych wzrosła o jedną trzecią, natomiast realna wartość dotacji nieco spadła! Uczelnie ratuje popyt na płatne studia zaoczne i zamówienia z zewnątrz. Utrudnieniem jest też narzucanie uczelniom sposobu wydatkowania pieniędzy, środków z jednej szuflady nie wolno przenieść do drugiej. Procedura ubiegania się o środki na badania jest nader powolna.

Pochodną niezamożności uczelni jest mała liczebność kadry naukowej.

 

J.W. Uczelniom nie zależy na kreatywnych badaczach. Służę dokumentami. Jeśli jest inaczej to dlaczego kreatywni badacze pracują za darmo, a etatowcy utrzymywani z kieszeni podatnika nie mają co zaprezentować.  

Ten rodzaj kariery stał się dla zdolnej młodzieży mało atrakcyjny, gdyż aż do profesury zmusza do życia bardzo skromnego.

 

J.W. Ciekawe dlaczego przegrani politycy tak się garną do takiego skromnego życia. Za pokutę?  Niektórzy ‚bezrobotni’ chcą tak pokutować, ale kasty ‚pokutników’ nie chcą do tego dopuścić. Bronią swoich interesów.

A i potem trudno mówić o kokosach, zwłaszcza uwzględniając wymagania, jakie stawia się naukowcom.

 

J.W. Brak lamentu nad tymi, którzy pracują naukowo za darmo i uczyli studentów na wysokim poziomie za darmo, lub prawie za darmo. Dla tych nie ma litości!!!

Przyzwoite zarobki wymagają pracy na więcej niż jednym etacie, co jest dziś możliwe, ale może być w każdej chwili wykluczone przez nowe złośliwe przepisy.

 

J.W. A brak możliwości opłacanej  pracy dla aktywnych badaczy i poszukiwanych przez studentów pozbawionych opieki przez etatowców. ” Złośliwe’ przepisy na to zezwalają, ale do tego niedopuszczają,  niepodważalne pod karą dożywotniej śmierci zawodowej, ‚autorytety’ moralne i naukowe ‚profesorów’. Pisać o tym nie można, także w najbardziej ‚wiarygodnej’ prasie.

Druga bariera odgórna to wady systemu prawnego.

 

J.W. Oczywiście. System prawny sprzyjający korupcji, traktowaniu uczelni jak własne folwarki, nabór kadry według kryteriów genetyczno-towarzyskich, a nie merytorycznych, winien być jak najszybciej zmieniony. Rzecz w tym, że  takie ‚prawo’ umiłowane jest przez władze uczelni, podobnie jak  ‚prawo’ stanu wojennego.

Przykłady: płatne studia zaoczne utrudniane są przez organy władzy w imię ideologicznej i propagandowej fikcji, jaką jest konstytucyjny zapis o bezpłatności nauki. Studiowanie przez Internet jest kwestionowane, jako że nie zostało przewidziane w przepisach. Ustawa o zamówieniach publicznych nie wzięła pod uwagę struktury finansów uczelni, lecz jedynie urzędów i samorządów (na przykład nie da się przeprowadzić przetargu przed terminem przewidzianym na wydatkowanie danych środków). Sformalizowany i niejednolity (zła strona istnienia kilku instancji wyższych) jest system sprawozdań i ocen, w którym dominują kryteria ilościowe, układający go nie mieli też na względzie specyfiki nauk humanistycznych.

 

J.W. W tych przykładach jest dużo prawdy. Trzeba dodać, że system ocen pracowników na uczelniach winien być podporządkowany instancjom międzynarodowym. Nie wierzę w samonaprawę systemu ocen uczelnianych.

Ten stan wymusza nieraz balansowanie na krawędzi prawa. Zbędne i kłopotliwe przepisy są gorliwie egzekwowane przez ministerstwo i NIK, a władze uczelni poświęcają dużo czasu sprawozdaniom i kontrolom. Wolność akademicka nie wszystkim się podoba.

 

J.W. Tak pojęta wolność mnie również się nie podoba. Wolność nie może znaczyć bezkarność. Nie może znaczyć, ze nam wszystko wolno, bo my jesteśmy profesorami -poszukiwaczami prawdy, więc prawdę możemy  bezkarnie niszczyć i aresztować, a mówiących niewygodną dla nas prawdę – usuwać z uczelni

Poziom i rozwój

Samo zjawisko różnej jakości szkół jest naturalne i nieuniknione. Utrzymuje się jednak zbyt niski poziom kadry i wymagań w niektórych mniejszych ośrodkach,

 

J.W. To dotyczy także dużych ośrodków i uczelni z samego  wierzchołka naszych rankingów.

 za co mniej winiłbym instancje kontrolne,

 

J.W. Niewątpliwie kontrola jest zbyt słaba, nawet kontrola  NIK. Ale główny problem to taki, że uczelnie z kontroli nic sobie nie robią, bo nie  muszą.

a bardziej brak naukowców i brak możliwości wyboru przez studentów, którzy z kiepskiej szkoły chętnie by odeszli do lepszej.

W obecnych warunkach profesorowie bywają pasywni

 

J.W. Są aktywni w wykańczaniu aktywnych !!!

, dając studentom mniej, niż mogliby

 

J.W. Nie wszyscy mogą . Trzeba coś umieć, żeby innym coś dać. A tych, którzy to robili, ‚profesorowie’ usunęli z oskarżenia o psucie młodzieży.!!!

 – nie unowocześniają metod, programów itd. Awans naukowy młodszych jest zbyt powolny, co mniej wprawdzie szkodzi humanistyce, w której do szczytu

 

J.W. ?  Brak definicji ‚szczytu’

dochodzi się w wieku starszym, a bardziej naukom ścisłym i technicznym.

Władze centralne i uczelnie państwowe na ogół niechętnie patrzą na konkurencję – uczelnie prywatne. Ich zakładanie stało się bardzo utrudnione, zwłoka i odmowa dotyka także szkoły spełniające wymogi ustawowe co do liczby wykładowców itp., a to nie powinno mieć miejsca. Szkół prywatnych stopnia magisterskiego jest niewiele. Zamachy na dwuetatowość rodzą się właśnie z niechęci do szkół prywatnych, choć przy okazji zagrażają pewnym wydziałom państwowym.

 

J.W. Zakaz wieletatowości winien być wprowadzony w pierwszej kolejności.

Jednocześnie tolerowano w szkołach już zatwierdzonych nadawanie dyplomów bez większych wymagań – na przykład licencjatu z ekonomii czy magisterium z pedagogiki potrzebnego państwowemu nauczycielowi dla utrzymania się w pracy.

 

J.W. To samo dotyczy doktoratów, habilitacji, profesur w uczelniach ‚najlepszych’.

Służy to jednak za argument przeciwko nowym szkołom. Tymczasem antidotum na złą uczelnię w mniejszym mieście O. może być lepsza konkurencyjna w sąsiednim mieście S.!

Zamiast narzekać na szkoły prywatne i prowincjonalne czy utrudniać tworzenie zamiejscowych ośrodków kształcenia, należy mobilizować do poprawy. Potrzebujemy dalszego rozwoju szkolnictwa wyższego, potrzebujemy nowych inwestycji, przy których nie da się uniknąć przejścia wielu szkół przez etap wstępny. Lepiej przejściowo kształcić gorzej, niż nie kształcić w ogóle. Kojarzenie dobrej uczelni z dużym miastem jest zresztą przesądem, w wielu krajach dobre uczelnie znajdują się w małych miejscowościach. Wobec rozwoju komunikacji i łączności odległość liczy się zresztą coraz mniej.

Na koniec pytanie. Mimo tylu barier szkolnictwo wyższe w Polsce funkcjonuje dość dobrze. Jakie by mogło mieć wyniki, gdyby te bariery usunąć?

 

J.W. Trzeba bariery jasno i w sposób zasadny określić. Problem w tym, że bariery profesorskie są w obecnym systemie nie do usunięcia. Więc mizeria naukowa i edukacyjna. Może wstąpienie do Unii coś tu zmieni? Trudno być jednak optymistą.

Autor jest świeckim profesorem teologii, wykłada w Warszawie (UKSW) i Olsztynie (UWM), jest ekspertem Centrum im. Adama Smitha.

Komentator (J.W.) nie może wykładać w Krakowie (UJ), gdyż 15 lat temu został usunięty z UJ, stanowiąc dla niego (a właściwie dla jego ‚profesorów’) zagrożenie, bo otrzymywał od studentów najwyższe oceny.