KONIEC Z FIKCJĄ W NAUCE

KONIEC Z FIKCJĄ W NAUCE 

Wywiad z rektorem UJ, Franciszkiem Ziejką, („Przegląd” nr 41) – „Koniec fikcyjnych uczelni” nie może zostać pominięty milczeniem. Obywatelowi należy się niezależne, alternatywne spojrzenie na to, co się dzieje na uczelniach, w tym na uczelni kierowanej przez rektora F. Ziejkę. Na ogół media o tym informują bardzo wybiórczo, stąd obraz nauki i edukacji w Polsce jest niepełny. Bardziej zbliżony do prawdy obraz można uzyskać, śledząc liczne dyskusje na forach internetowych, również dyskusję, jaka się wywiązała po wywiadzie z rektorem.

W wywiadzie poruszono kilka zasadniczych tematów: nowa ustawa o szkolnictwie wyższym, wieloetatowość nauczycieli akademickich (głównie profesorów), etyka na uczelniach. Spójrzmy na nie innym okiem.
F. Ziejka nazywa projekt nowej ustawy o szkolnictwie wyższym przygotowany przez NSZZ „Solidarność” absurdalnym i argumentuje, że „Polski nie stać na obniżanie wymagań naukowych”, ale przecież tzw. prezydencki projekt ustawy o szkolnictwie wyższym prowadzi właśnie do obniżenia wymagań naukowych.

Zakłada on mianowicie, że mimo wejścia Polski do Unii Europejskiej, za czym głosowała większość społeczeństwa, nauka w Polsce będzie nadal kompatybilna z nauką białoruską, ukraińską, mołdawską, ale nie ze standardami nauki w USA czy w krajach unijnych. Jeden z twórców tej ustawy, prof. Jerzy Dembczyński, jasno wyrażał się na łamach „Forum Akademickiego” (nr 7-8, 2003) o innych propozycjach ustawy, które zakładały włączenie polskiego systemu nauki i edukacji do systemu światowego: „Myślę, że takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia przez środowisko naukowe. To jedna z kolejnych prób przeniesienia na grunt polski rozwiązań funkcjonujących w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej”. A Ziejka mówi: „W związku z procesem bolońskim, a więc tworzeniem jednej przestrzeni dydaktycznej i naukowej w Europie, przygotowanie ustawy jest konieczne”.
Z ustawy jednak jasno wynika:
– że mamy się znaleźć poza przestrzenią dydaktyczną i naukową Europy,
– że próby przeniesienia na grunt polski rozwiązań funkcjonujących w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej nie są dla Polski,
– że ma być właśnie inaczej.
To wprowadzanie w błąd społeczeństwa i straszna hipokryzja.

Kto tu głosuje za obniżeniem wymagań? Polska jest potęgą habilitacyjną czy profesorską, ale mizerią naukową i tak, zdaje się, ma pozostać na dziesiątki lat w ramach deklarowanego podwyższania wymagań naukowych. W Polsce mamy i mieć mamy profesorów belwederskich, mimo że nikt w świecie nie słyszał np. o profesorach białodomowych czy elizejskich, bo w świecie o tym, kto jest czy nie jest profesorem, decyduje uczelnia, a nie polityk. To samo dotyczy komisji do spraw stopnia i tytułu naukowego, która od czasów stalinowskich umocowana jest przy premierze.

Rektor twierdzi, że na UJ nie ma polityki. Co to ma wspólnego z prawdą, skoro w polskim systemie nauki i edukacji polityka jest wszechobecna i dotyczy wszystkich uczelni, bo jest to wszechobecność systemowa, wpisana w prawo? W Karcie Bolońskiej (Bolonia, 18 września 1988 r.) czytamy „jego (tj. uniwersytetu) dzialalność naukowa i dydaktyczna musi być moralnie i intelektualnie niezależna od władzy politycznej i ekonomicznej”. Jak się ma dzialalność prezydenckiego zespołu do Karty Bolońskiej? Jak się do karty ma mianowanie i ew. odwoływanie profesorów przez prezydenta RP? Jak się ma do Karty Bolońskiej istnienie komisji do spraw stopnia i tytułu umocowanej przy premierze? Dlaczego Karta Bolońska podpisana przez polskich rektorów jest łamana, a polskie społeczeństwo cynicznie okłamywane?
Kartę Bolońską kończy zobowiązanie rektorów: „My, niżej podpisani rektorzy, w imieniu naszych uniwersytetów, zobowiązujemy się uczynić wszystko, co w naszej mocy, by nakłonić poszczególne państwa oraz odpowiednie organizacje ponadnarodowe do kształtowania swej polityki według wskazań tej Wielkiej Karty, wyrażającej jednomyślną wolę uniwersytetów, którą niniejszym deklarujemy i oświadczamy”. Jasno widać, że rektorzy polskich uniwersytetów nie tylko, że nie nakłaniają władz RP do poczynań zgodnych z Kartą Bolonską, lecz razem z władzami pracują nad jej nieprzestrzeganiem. Senat UJ specjalną uchwałą nr 12/V/2003 z 28 maja 2003 r. przekazał podziękowania prezydentowi RP za pracę nad nową ustawą, nad którą prezydent nie powinien w ogóle pracować! Zgodnie z Kartą Bolońską, projekt ustawy winien być niezależny moralnie i intelektualnie od prezydenta.

Nigdzie nie jest tak, żeby doktor zostawał zaraz profesorem i nikt tego w Polsce nie proponuje, co twierdzi F. Ziejka. Profesor to ma być stanowisko i tylko na uczelni. Tak jak w wielu innych krajach, zgodnie z projektem „Solidarności”, doktor może zostać profesorem na uczelni nie automatycznie, lecz w przypadku posiadania dużego dorobku naukowego i edukacyjnego doświadczenia i wygrania rzeczywistego konkursu na obsadzenie stanowiska profesora pomocniczego, nadzwyczajnego czy zwyczajnego. Profesor – to ma byc stanowisko, a nie tytuł. Żeby zostać na stałym etacie profesora na uczelni zachodniej, trzeba się wykazać ogromnym dorobkiem naukowym. Tak u nas nie jest i ma nie być. Na dożywotnie stanowiska profesorów zatrudniane są często miernoty nieaktywne naukowo, zapisujące sobie niekiedy na swoje konto dorobek rzekomo nierozwiniętych doktorów. Organizowane pseudokonkursy na etaty uczelniane dostosowane są do poziomu intelektualnego i moralnego tego, kto ma ten konkurs wygrać według wcześniejszych ustaleń. Taka jest reguła. Kryteria genetyczno-towarzyskie przeważają w tych „konkursach” nad kryteriami merytorycznymi. Jeśli profesor wytnie wszelkich potencjalnych konkurentów niecnymi nierzadko metodami, to do końca żywota ma byt zapewniony nie tylko na swojej uczelni, ale na wielu innych.

Pokrętnie w mediach przedstawiany jest problem wieloetatowości nauczycieli akademickich, glównie profesorów. Obywatel winien też wiedzieć, że uchwały Senatu UJ nie likwidują wieloetatowości jako takiej, a tylko wieloetatowość „krakowską”, i to nie do końca. Nie będąc w sprzeczności z uchwalą UJ, można pracować zarówno na UJ, jak i na innych etatach, np. w Kielcach, Tarnowie, Warszawie i gdzie indziej, byle nie w Krakowie bez zgody rektora. Nie należy dezinformować społeczeństwa, że to jest walka z wieloetatowością, bo to jest tylko walka z bezpośrednią, bliską konkurencją. Nie likwiduje to lipy naukowej i edukacyjnej serwowanej przez „profesorów” na n-tej liczbie etatów. Bezzasadne są także częste twierdzenia, że poziom kształcenia na uczelni jest uzależniony od liczby profesorów. Kto przeprowadził takie badania, które by taki pogląd uzasadniały? Gdzie można znaleźć wyniki tych badań? Bardzo często zdecydowanie lepsze wyniki nauczania i formowania kadry naukowej mieli doktorzy, ale to kontrastowało z miernością profesorów, więc takich doktorów profesorowie się pozbywają, by ten kontrast zlikwidować.
Uczelnia rektora Ziejki może być tego przykładem. Na uczelniach zachodnich można być dożywotnio doktorem, jeśli się jest aktywnym naukowo i dobrym dydaktycznie. U nas dożywotnio na etatach mogą być profesorowie, także ci którzy nie są aktywni naukowo i nierzadko bardzo mierni edukacyjnie. Taki jest bowiem u nas system i tak ma być w nowej ustawie. Najwyżej się ceni tych, którzy od studenta do profesora, a nawet do rektora, tak jak rektor Ziejka, wszystkie szczeble tzw. kariery naukowej przeszli na tej samej uczelni. I to ma być poziom! W USA jest calkiem odmiennie. Trzeba wyjśc poza swoją Alma Mater. Ale do takiego poziomu my się nie zniżymy (sic!). Amerykańscy doktorzy niech sobie otrzymują Nagrody Nobla, a my będziemy mieć profesorów doktorów habilitowanych nauki polskiej. Jeśli do rankingów poziomu nauki włączymy kryterium „habilitacyjne”, to i tak jesteśmy górą! W Ameryce nie ma bowiem habilitacji. Nauka w USA jednak jest! Jednym słowem, my robimy i mamy robić tytuły, a w USA robi się i będzie się robić naukę, ale my wzorców amerykańskich nie będziemy wprowadzać do Polski, bo to by obniżyło poziom narcystycznego samouwielbienia naszych profesorów i to byłoby szkodliwe. Wieczni doktorzy w USA dostają Nagrody Nobla, w Polsce dostają wymówienia, szczególnie jeśli podważają jedynie słuszne poglądy „profesorów” nauki polskiej. Kiepscy, ale lojalni doktorzy podobnie jak kiepscy profesorowie mogą być spokojni o swój los. Nikt ich nie ruszy.

Nas nie stać na dożywotnie etaty profesorów, którzy nic lub prawie nic nie robią naukowo, a wiele szkodzą w nauce i edukacji. Rezultaty badań profesorów, i nie tylko profesorów, u nas są niestety niejawne, o czym świadczy ukrywanie przed podatnikiem wyników realizacji projektów badawczych finansowanych przez Komitet Badań Naukowych (por. dane, a raczej niedane na stronach internetowych http://www.opi.org.pl). Tego nie ma nigdzie. Setki milionów złotych polskich księgowanych po stronie wydatków na naukę nierozliczone przed podatnikiem (!!!) i nikogo to nie interesuje. Nas nie stać na takie marnotrawstwo grosza publicznego, ale F. Ziejka o tym milczy. Milczy o tym także plan Hausnera rzekomo zakładający ograniczenie marnotrawstwa pieniędzy publicznych.

F. Ziejka mówi o konieczności dyskutowania o etyce nauczyciela, ale nie ujawnia, że sam nie dopuszcza do autentycznej dyskusji na tematy etyczne na łamach pism, które sam kontroluje merytorycznie. Dyskutować z Akademickim Kodeksem Wartości czy Dobrymi Obyczajami w Nauce na łamach miesięcznika UJ – „Alma Mater” nie można!!! Kosmiczna wręcz hipokryzja.
W Karcie Bolońskiej czytamy: „Odrzucając nietolerancję i pozostając zawsze gotowym do dialogu, uniwersytet stanowi zatem najlepsze miejsce, w którym spotykają się nauczyciele, umiejący przekazać swą wiedzę oraz dobrze przygotowani do rozwijania jej poprzez badania naukowe i nowatorstwo, oraz studenci, którzy potrafią, chcą i są gotowi wzbogacać swe umysły tą wiedzą”. Niestety, na temat etyki nauczyciela mamy jedynie monolog rektora, który na dialog nie chce się zgodzić, nie tolerując odmiennych, niezależnych wypowiedzi, łamiąc tym samym Kartę Bolońską. Jedyną szansą na prezentowanie odmiennych opinii jest Internet, ale przecież to nie to samo co wydania papierowe czasopism, do których dostęp nadal jest bardziej powszechny.

Uchwala Senatu UJ o wieloetatowości czy ogloszony Akademicki Kodeks Wartości są zgodne z prawem, bo poglądy przecież można mieć i je głosić. Problem w tym, że uniwersytety mają autonomię, a w praktyce ta autonomia jest nierzadko ponad prawem. Prawo pracy na uczelniach, a w każdym razie na UJ, w praktyce nie obowiązuje. Pracownika można ocenić, jak się chce, bez podawania uzasadnienia i sprzecznie z faktami i jeśli go rektor nie chce, musi odejść. Rektor ma do dyspozycji komisję etyczną i rzecznika dyscyplinarnego. Pracownik nie ma nikogo. Nie ma u nas instytucji rzecznika (mediatora) akademickiego jak w USA czy na uczelniach europejskich i projekt nowej ustawy nie zakłada powstania takiej instytucji. Tak jak w Unii czy w USA długo u nas nie będzie. Pracownik w konflikcie z uczelnią jest na straconej pozycji. Jeśli ujawni przekręty na uczelni zgodnie z zasadami dobrych obyczajów, podpadnie pod paragraf lojalności Akademickiego Kodeksu Wartości i jego los jest przesądzony. Dla nielojalnych na uczelni nie ma miejsca. Prawdy na uczelniach należy oczywiście szukać, ale jeżeli się ją znajdzie w niewłaściwym miejscu, należy ją zamieść pod dywan, bo inaczej koniec z odkrywcą. Uczelnie są biedne, bo zatraciły poczucie przyzwoitości.

Korporacje akademickie w Polsce są poza rzeczywistą kontrolą. W Polsce mamy fikcyjne tytuły, fikcyjne nauczanie, fikcyjne badania naukowe. Uczelnie stały się korporacjami kasujących kasę (nierzadko za bubel edukacyjny) i kasujących dyplomy (nierzadko bez pokrycia). UJ niestety także do tych uczelni należy. Chyba Senat UJ także ma podobny pogląd, gdyż w nowym statucie uczelni nie znalazł się już zapis, obecny w starym statucie, o tym że uniwersytet to korporacja nauczanych i nauczających poszukujących razem prawdy. To się nijak nie ma do rzeczywistości.
Najwyzszy czas skończyć z tą fikcją. Tej fikcji nie kończy prezydencki projekt ustawy o szkolnictwie wyższym. Pewne nadzieje natomiast daje projekt ustawy przygotowany przez NSZZ „Solidarność”.

Autor jest byłym wykładowcą geologii na Uniwersytecie Jagiellońskim

Artykuł został opublikowany w tygodniku PRZEGLĄD nr 47 z dnia 23 listopada 2003.

System zamknięty i niereformowalny

System zamknięty i niereformowalny 


Kiedy nauka w Polsce stanie się częścią nauki światowej?
 

Komitet Badań Naukowych ma być przekształcony w ministerstwo nauki. Taki jest plan władz KBN. Minister nauki ma decydować o dzieleniu pieniędzy, a uczeni jedynie doradzać i opiniować. Uczeni nie chcą się jednak pozbyć autonomii. Czy powstanie ministerstwa nauki oznacza próbę reformy nauki w Polsce? Można w to wątpić. Brakuje programu zmian systemowych.

Nauka w Polsce jest chora, została wyodrębniona od nauki sensu stricto jako tzw. nauka polska ze specyficznymi dla niej cechami, jak: dominacja stopni i tytułów nad osiągnięciami naukowymi, brak dostępu do informacji o rezultatach badań, brak kontroli i możliwości krytyki poczynań autonomicznych korporacji. Raporty NIK wskazują od dawna na nadużycia w KBN, zgodne z odczuciami obywateli obserwujących znikanie swoich pieniędzy księgowanych po stronie wydatków na naukę. Ale KBN nic sobie z tego nie robi. Uczeni chcą zachować autonomię, ale polega ona głównie na przyznawaniu pieniędzy sobie i swoim, bez żadnej kontroli. Władze KBN chcą ten problem rozwiązać, ale proponują tylko przejęcie dzielenia pieniędzy przez siebie. Tego nie można nazywać reformą.

Istnieje uzasadnione domniemanie, że chodzi głównie o przejęcie łatwego dostępu do kieszeni podatnika. Nie ma programu naprawy kuriozalnego systemu nauki w Polsce, tak aby był kompatybilny z systemem nauki na przykład w USA. Profesorowie tego nie chcą. Utraciliby swoje strefy wpływów. Na obecny system narzekają, ale w gruncie rzeczy jest im z tym dobrze. Mają autonomię, mogą robić, co chcą, za nic nie odpowiadają. Domagają się zmian, ale tylko takich, które by niczego zasadniczo nie zmieniły, a przyniosły większe pieniądze do podziału bez kontroli.

Może by można coś zmienić, gdyby system został otwarty nie na urzędników, jak się projektuje, ale na międzynarodowe społeczeństwo nauki. Ale to zagraża decydentom – profesorom, którzy sami siebie opiniują, a każdy przejaw krytyki ich poczynań czy poglšdów, jak za czasów Najwyższego Językoznawcy, kończy się skazywaniem niepokornych na śmierć naukową. Eliminuje się w ten sposób myślących niezależnie: „Stłucz pan termometr, nie będziesz miał pan gorączki” – to jest metoda walki z nadużyciami w nauce polskiej. Za pomocą tłuczenia „termometrów” nie poprawiono jednak stanu nauki w Polsce.

System nauki w Polsce jest zamknięty i – zdaje się – niereformowalny. Sytuacja jest patowa. Rząd nie proponuje otwarcia systemu nauki w Polsce, a co najwyżej ratowanie tzw. nauki polskiej. Wygląda na to, że po przejęciu finansów wszystko ma pozostać po staremu, a nauka polska ma konkurować z nauką zachodnią jak w „dobrych” komunistycznych czasach. Kiedy nauka w Polsce stanie się częścią nauki światowej? W ramach budowy społeczeństwa informacyjnego społeczeństwo nie jest o tym informowane, tak jak nie jest informowane o arcydziełach naukowych powstających za jego pieniądze. Do tych „arcydzieł” tworzonych przez „najlepszych z najlepszych” nie ma dostępu, i to nie dlatego, że jest społeczeństwem analfabetów funkcjonalnych. KBN stworzył bazę „niedanych” na temat projektów badawczych (strona http://www.opi.org.pl/), która, niestety, nie została poddana kontroli NIK. Plan utworzenia ministerstwa nauki nie zakłada, jak się zdaje, wprowadzenia jawności w życiu naukowym, a bez tego nie ma nauki sensu stricto, jest co najwyżej nauka polska.

 
Józef Wieczorek 
Autor jest geologiem, byłym wykładowcą UJ.

UWAGA: Tekst ukazał się na łamach Rzeczpospolitej – 2002.10.24 

UDAR MÓZGU

UDAR MÓZGU


Tytuł artykułu prof. Łukasza A. Turskiego o sytuacji nauki polskiej („Udar mózgu”, nr 43<a href=”http://www.wprost.pl/ar/?O=6593„>czytaj tekst</a>) wskazuje, że jej stan to poniekąd problem medyczny. Niewątpliwie długo nie leczona „choroba profesorów” daje o sobie znać. Zatrudnieni w skansenach nauki i edukacji dożywotni profesorowie, często – korzystając z przysługującej im autonomii – blokują wszelkie reformy. Profesorskie posady dają poczucie bezpieczeństwa i możliwość dorabiania na boku. Jak słusznie zaznaczył autor artykułu, tylko nieznaczna częsć srodków KBN jest przeznaczana na badania, reszta to marnotrawstwo. Konkursy na granty nierzadko wygrywaja członkowie komisji rozstrzygającej o przyznaniu pieniędzy lub członkowie ich rodzin. W swych biuletynach KBN publikuje tylko nakłady na realizację danego tematu, broni się jednak przed ujawnieniem rezultatów badań, np. spisu publikacji. Dlaczego?

JÓZEF WIECZOREK
Kraków

 

Tygodnik „Wprost”, Nr 831 (01 listopada 1998)

Nauka i pieniądze

Nauka i pieniądze

List Józefa Wieczorka

Tygodnik Powszechny 2006-07-04

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński ma rację pisząc w tekście „Nauka jako fanaberia” („TP” nr 25/06), że rząd, poza pomysłem wprowadzenia niekorzystnych dla środowiska akademickiego zmian podatkowych, niczego innego w sprawie reformowania nauki w Polsce nie zaproponował. Warto przypomnieć, że premier Kazimierz Marcinkiewicz podczas spotkania ze środowiskiem akademickim w Krakowie w styczniu tego roku postulował: „Konieczne są radykalne zmiany w szkolnictwie wyższym, bo inaczej nakłady na oświatę i naukę będą nadal marnotrawione”.

Obniżenie kosztów uzyskania przychodów jest według mnie posunięciem zasadnym, ale bez innych reform nie doprowadzi do zmian na lepsze, o ile w ogóle zostanie przeprowadzone ze względu na opór środowiska akademickiego. Zgadzam się z prof. Zytą Gilowską, że obecny stan rzeczy, kiedy trudno jednoznacznie określić, co jest księgowane po stronie wydatków na naukę, jest patologią (jeżeli nie osiągnięto przychodu albo nie jest on jawny, koszt jego uzyskania winien chyba być zerowy, a nie 50-proc.). Nauka w Polsce potrzebuje dużo większych nakładów, ale inwestowanie w nią bez wcześniejszych zmian systemowych zakończyłoby się jedynie marnotrawstwem. Dlatego też, to przede wszystkim naukowcy powinni zaproponować zmiany w nauce i edukacji, i o ich realizację walczyć, np. zabiegając o wprowadzenie w życie Europejskiej Karty Naukowca, która nakłada obowiązek sukcesywnego ujawniania dorobku naukowego, organizowania rzeczywistych konkursów na obsadzanie etatów akademickich, tworzenia przyjaznych warunków dla mobilności naukowców, aby obecny wzorzec kariery akademickiej – od studenta do rektora na tej samej uczelni – nie był już możliwy. Konieczna jest też społeczna dyskusja nad gruntowną reformą systemu nauki i ograniczenia patologii osłabiających potencjał polskiego społeczeństwa.

JÓZEF WIECZOREK, prezes Fundacji „Niezależne Forum Akademickie”, Kraków

W poszukiwaniu utraconej nauki

Czy naprawdę ranga i prestiż ?

Józef Wieczorek 

Czy naprawdę ranga i prestiż ? 

Z zainteresowaniem zapoznałem się z rozmową z prof. Januszem Tazbirem, przewodniczącym Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów zamieszczoną w Forum Akademickim nr.11, 2006 pod tytułem ‚Ranga i prestiż’.http://www.forumakad.pl/archiwum/2006/11/19_rozmowa_forum.html 

Myślę, że może ona być wyjściem do szerszej debaty na temat ścieżki naukowej i mechanizmów ją kontrolujących. Taką debatę prowadzi od pewnego czasu na swoich stronach Niezależne Forum Akademickie www.nfa.pl , ale jak to bywa z debatami niewygodnymi dla decydentów, nie biorą oni udziału w tej debacie. Skoro ktoś jest zadowolony ze swojego decydenckiego miejsca w systemie nauki na ogół bardzo go sobie ceni i nie zamierza ani go zmieniać, ani nawet na temat możliwości zmiany miejsca dyskutować. Oczywiście najwięcej dyskutują niezadowoleni z obecnego stanu rzeczy, którzy chcą zmian, co jest rzeczą jak najbardziej normalną i znaną z historii ludzkości. 
Niestety jak widać znakomicie z przebiegu dyskusji na NFA zdecydowana większość także tych niezadowolonych nie zamierza się ujawnić bo niemal każdy wie co go za to może spotkać w naszym systemie. Kto ma inną od decydentów‚fizjologię smaku’ raczej nie ma szans na przebicie się w górę, ale raczej jest niemal pewne, że zostanie wtłoczony w dół . A kto by chciał sam sobie taki dół kopać ? To jedynie jednostki poświęcają się dla dobra ogółu biorą na siebie ciężar podejmowania dyskusji z ‚generalicją’ naszej nauki, co skutkuje zwykle działaniami na rzecz kneblowania im ust, dyskredytowania bez możliwości obrony, czy szykanowania i wykluczania z jednomyślnego środowiska. To już są cechy systemu autokratycznego , a nie demokratycznego. Ale taki jest system nauki w Polsce. 
Pan profesor broniąc zasadniczo obecnego status quo nie jest zbyt przekonywający, a szereg argumentów jest co najmniej mocno dyskusyjnych. 
Pan profesor mówi :‚Postulaty zniesienia mechanizmów kontrolujących poziom profesury wydają mi się głęboko niesłuszne. Konieczny jest sprawdzian poziomu kandydata przez gremium fachowców w danej dziedzinie.”. Niestety nie podaje kto takie postulaty podnosi. Np. NFA przygotowało Postulaty zmian w systemie nauki w Polsce http://www.nfa.pl/news.php?id=2486 a bynajmniej nie jest za zniesieniem mechanizmów kontrolujących poziom profesury, i nie tylko profesury, a wręcz przeciwnie. Jest za likwidacją habilitacji i profesur ‚belwederskich’, ale za podwyższeniem wymagań i wprowadzeniem rzeczywistych, obowiązujących w systemie anglosaskim, mechanizmów merytorycznych, które delikatnie mówiąc niedomagają w obecnym systemie kontrolnym. 

Pan profesor zdaje sobie sprawę z wielu patologii polskiego systemu o czym najlepiej świadczy wypowiedź ‚Marny doktor będzie kiepsko kształcił, marny doktor habilitowany nie będzie starał się kształcić dobrych doktorów, ażeby go nie przerośli, a marny profesor nie będzie popierał dobrych habilitacji.’ do której zasadności nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Tak właśnie u nas jest i stąd mamy tak wiele marnych doktorów bo są kształceni przez marnych profesorów habilitowanych i jak widać ten obecny broniony zażarcie system wcale tej deprecjacji nie był w stanie zapobiec. 
W obecnym systemie dobrzy doktorzy, którzy kształcili dobrych magistrów formując ich na dobrych naukowców niestety nie mają wiele szans, a marni profesorowie, którzy i solidnego magistra nie są w stanie samodzielnie wypromować – mają nie tylko szanse, ale i dożywotnią władzę i utrzymanie przez podatnika. 
Przy zachowaniu obecnego systemu także doktorzy, a nawet niehabilitowani profesorowie np. z Oxfordu, czy Harvarda zdają sobie sprawę, że nie bardzo mają po co wracać do kraju. Bo co ich może czekać na polskich uczelniach ? Ten wstydliwy temat jakoś jest przemilczany na najwyższych szczeblach decydenckich. 
O tym, że Pan profesor znakomicie zdaje sobie sprawę z patologicznych mechanizmów funkcjonujących w naszym systemie świadczy również wypowiedź ‚U nas większość profesorów swoje kariery naukowe, od magistra do profesora, robi w jednej uczelni,’ . Tak właśnie jest i temu CK nie była w stanie zapobiec. Dlaczego ci, którzy ‚ nierzadko publikując większość prac w przysłowiowych już zeszytach naukowych tej uczelni’ stali się profesorami ? Dlaczego CK ich dopuściła do profesury ? 
Nie bez przyczyny to właśnie marni profesorowie boją się radykalnych zmian w systemie nauki bo zdają sobie sprawę, że wprowadzenie ostrych kryteriów merytorycznych może ich wyeliminować z systemu decydenckiego, a także obniża szanse ich rodzin nader często lokowanych na tych samych uczelniach, wydziałach, zakładach pod swoimi skrzydłami, w ramach fikcyjnych, ustawianych ‚konkursów’ na obsadzanie etatów akademickich. 
To jest jedna z głównych przyczyn silnego oporu materii profesorskiej przed gruntownymi zmianami naszego systemu. 
Ustawiacze przetargów gospodarczych, meczów sportowych mają szanse trafić do prokuratury. Ale czy ktoś został pozwany do prokuratury za ustawianie ‚konkursów’ akademickich ? Czy prokuratura byłaby w stanie podołać takiemu zwiększeniu obowiązków? 
Więc funkcjonuje rozwiązanie prostsze. Ustawiacze konkursów do końca życia ‚robią’ za niekwestionowane autorytety moralne i intelektualne, a ci którzy by śmieli ten system zakwestionować, to nieudacznicy, miernoty, frustraci, itp. itd…… (w miejsce kropek można wstawić dowolne inwektywy). 
Zresztą nie tylko krytyka systemu, ale najzwyklejsza w świecie krytyka naukowa u nas bezkarnie nie istnieje, mimo że nauka tam się kończy gdzie kończy się możliwość krytyki naukowej. Ale niestety dopiero tam się zaczyna tzw. nauka polska słusznie wyodrębniona od nauki sensu stricto, tak jak kiedyś w sposób absolutnie zasadny wyodrębniano demokrację socjalistyczną od demokracji sensu stricto . 

Nie za bardzo mogę się zgodzić ze stwierdzeniem ‚ Tak naprawdę to przecież nie państwo decyduje o tym, komu nadać tytuł, lecz środowisko naukowe, a prezydent tylko ten tytuł wręcza. A poza tym, czy to nie nadaje rangi, jeśli właśnie profesorom, sędziom czy generałom nominacje wręcza prezydent?’ 
Lepiej by było rangę profesorów podnieść przez wprowadzenie oceny ich działalności, ich dorobku przez gremia międzynarodowe , gdyż z natury rzeczy nauka jest globalna, a nie krajowa. To prestiż prezydenta może być narażony na szwank przez wręczanie tytułu miernym profesorom uprawiającym naukę tajną (dorobek ‚naukowy’ niejawny !) lub regionalną ( w mediach słyszymy o np. o nauce bydgoskiej czy wrocławskiej itp.) 
Jeśli dobrze pamiętam był też problem z odebraniem plagiatorowi tytułu profesora przez środowisko naukowe, bo nie byłoby to zgodne z prawem. Tytuł może odebrać ten kto go nadaje i zgodnie z prawem może to zrobić dopiero prezydent, i nie wiem czy środowisko może go do tego zmusić jeśli nie będzie chciał ? 
Pan profesor pisze ‚ Bardzo charakterystyczne jest, to wręcz reguła, że za zniesieniem habilitacji są ci, którzy habilitacji nie przeszli ‚. 
Jest to stwierdzenie bardzo nieścisłe. Panie profesorze, za zniesieniem habilitacji jest wielu, którzy przeszli bardzo dobrze habilitację, a mimo to twierdzą, że habilitacja, tak jak i tytuł profesora ‚belwederskiego’ wcale im do szczęścia nie jest potrzebny. Za utrzymaniem obecnego status quo są natomiast często ci, dla których przy wprowadzeniu ostrych kryteriów merytorycznych nie byłoby miejsca w systemie nauki. I wiedzą dlaczego nie chcą takich zmian a postulatorów takich zmian odsądzają od czci i wiary. 
Obecnie często nie ma miejsca w nauce dla tych, którzy zagrażają, jak się mówi – ‚utytłanym’. Żeby nie odnosić się do mitologii lecz do faktów warto zaglądać na www.nfa.pl gdzie można się przekonać jak działa kuchnia akademicka w Polsce. Potrawy z tej kuchni nie zawsze są strawne, a fizjologia smaku niestety często decyduje – być, czy nie być w systemie nauki w Polsce. 
Panie profesorze, jak się mówi źle o tzw. wiecznych doktorach należałoby też wspomnieć o wiecznych profesorach. Rzecz w tym, że wieczny doktor wiele szkód w nauce zrobić nie może czego nie można powiedzieć o wiecznych profesorach m.in. odpowiadających za wieczność ( a także doczesność) doktorów, a szerzej mówiąc za kiepski stan nauki w Polsce. 

Czy nie zauważył Pan, że profesorowie tak narzekający na to, że nie mogą się rzekomo pozbyć marnych doktorów, nie mają najmniejszych problemów z pozbywaniem się doktorów (w konsekwencji wiecznych ) przerastających ich wiedzą i intelektem? Czy to nie jest paradoks ? 

Co do skali grzechów to też nie wiem czy pańskie obserwacje są całkiem trafne. Pisze Pan ‚Obserwujemy taką zależność, iż w uczelniach, które mają silną pozycję i liczną obsadę kadrową, postępowania są bardziej rygorystyczne, a tam, gdzie kadry brakuje, przymyka się czasem oko na różne grzechy’. Niestety i w tzw. silnych uczelniach na grzechy nie tylko przymyka się nader często oko, lecz z reguły grzechy zamiata się pod dywan. i nie zawsze wiadomo co pod nim słychać. Jak już kiedyś sformułowałem ‚Jeśli dywan jest kiepski, stary i wytarty, to słychać niemal wszystko, gdzie się tylko ucho przyłoży. Takie dywany są na ogół w biedniejszych prowincjonalnych uczelniach. Jeśli dywan jest gruby i najlepszej jakości, nie słychać niczego. Takie dywany są na ogół w uczelniach dużych, w miastach królewskich…. Konkluzja detektywa dywanowego 
Skandale tam największe, gdzie najciszej !!!’ 
– 
Co słychać pod dywanem ? http://www.naukowcy.republika.pl/dywan1.html 

Pisze Pan także ‚Najgłośniej zawsze słychać wypowiedzi niezadowolonych i tych, którym się nie powiodło.’ A czy z historii może Pan dać przykłady przeprowadzenia głębokich zmian w jakiejś dziedzinie przez tych, którzy byli zadowoleni ze status quo,. którym jest dobrze i nic innego nie chcę tylko z tego dobrobytu korzystać do końca swego żywota ? 
Twierdzi Pan: ‚Ci, którzy chcą konsekwentnie robić karierę naukową, z reguły się nie wypowiadają, tylko te kariery robią.’ 
Przykłady takich konsekwentnych karier mamy pod dostatkiem, także robionych przez obecnych polityków, którzy cicho siedzą, ustawiają się jak należy i – cała naprzód, aby zdążyć jeszcze przed upadkiem politycznym Potem jak się ma stopnie, tytuły inni mogą im nagwizdać. Oparcie jest. 
Czy nie zastanawiał się Pan dlaczego niektórzy czekają np. z habilitacja, aż się gdzieś dopchają na wysokie stołki ? Czy to nie dziwne, że dopiero wtedy znajdują czas na pracę naukową ? A może o jakieś inne uwarunkowania tu chodzi ? 

Miło mi czytać pański apel ‚Pamiętajmy jednak, że pracownik naukowy powinien być nie tylko wzorem badacza, ale także wzorem człowieka.’ pod którym mogę się podpisać i namówić innych do popisania się. Ja wręcz uważam, że polskie środowisko akademickie charakteryzuje dehumanizacja. To jest porażające co się w tym środowisku dzieje. A wielu wręcz boi się człowieczeństwa, bo mogłoby z tego środowiska wypaść. 
Natomiast stwierdzenie ‚W poprzedniej epoce do awansu potrzebna była tak zwana opinia moralno−polityczna. To, jako przeżytek, wykreślono, ale nie pojawiło się nic innego dotyczącego poziomu etycznego, a powinno.’ nie do końca jest uprawnione. Opinie moralne z poprzedniej epoki nadal obowiązują i są podtrzymywane przynajmniej w tych czołowych uczelniach ( żeby nie być gołosłownym podaję udokumentowany mój przykład – 
http://www.nfa.pl/articles.php?id=304 Heroiczna walka władz UJ o (nie)poznanie prawdy) a walka o o zakłamywanie historii środowiska akademickiego, żeby wejść na podwórko Pana profesora, nadal trwa (np. 
http://www.nfa.pl/articles.php?id=141 
POWRACAJĄCA FALA ZAKŁAMYWANIA HISTORII a biorą w niej udział także członkowie Centralnej Komisji, więc nie można o tym milczeć. 

Józef Wieczorek 

PS. 
Załączam tekst Postulaty zmian w systemie nauki w Polsce w raz z podpisami nadal dodawanymi pod adresemhttp://www.nfa.pl/news.php?id=2486 i zachęcam do merytorycznej dyskusji. Zapewniam Pana, że wszelkie uwagi, w pierwszej kolejności te krytyczne , zamieszczę niezwłocznie na stronie www.nfa.pl. Strona NFA jest otwarta dla tych, którzy są innego zdania co niestety nie jest typowe, a nawet jest całkiem odmienne od tego co się dzieje w polskim systemie nauki. 

2006-12-01

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=324

Na naukę nie ma pieniędzy

Na naukę nie ma pieniędzy – cz.1 – biblioteczna

To, że na naukę nie ma pieniędzy jest wiedzą powszechnie znaną i powszechnie podkreślaną zarówno w mediach, jak i niemal we wszystkich dyskusjach internetowych. Pieniędzy nie ma i już! i to jest przyczyna naszej mizerii naukowej. Gdyby pieniądze były,  w nauce bylibyśmy potęgą i nie ma co nauki reformować, bo ona nie znosi rewolucji a należy tylko dać uczelniom więcej szmalu a wyniki same przyjdą i Noble się posypią jak z rękawa. Takie są mnie więcej argumenty decydentów nauki polskiej, a tylko nieudacznicy i oszołomy w takie zbawienie nauki w Polsce nie wierzą.

Tym niemniej jako czołowy nieudacznik, któremu nie udało się osiągnąć ( i to z zadowoleniem!) poziomu intelektualnego, ani moralnego czołowych udaczników nauki polskiej, postaram się przedstawić nieco moich spostrzeżeń nad relacjami między nauką polską a środkami płatniczymi polskiego podatnika na nią wydawanymi.

Zacznę od spraw literaturowych, bo jak wiadomo na literaturę naukową nie ma pieniędzy, a bez literatury nie da się nauki uprawiać. Uprawianie nauki polega zresztą na pisaniu literatury naukowej, w której trzeba cytować to co inni w tych okolicach zrobili. Cytowalność prac jest także ważną miarą oceny naukowca. Ponadto trzeba znać literaturę aby wychwycić np. plagiaty w recenzowanych pracach, co tym, co nie czytają przychodzi z trudnością, albo nie przychodzi w ogóle.

Żeby nie zaczynać od historii, której wielu naukowców wręcz nienawidzi, zacznę od teraźniejszości dokumentując moje usiłowania podarowania znamienitej bibliotece, powszechnie znanej Jagiellonce, pokaźną część mojej biblioteki, której żadną miarą nie mogę pomieścić w moim małym mieszkanku, a za barbarzyństwo uważałbym przeznaczenie jej na makulaturę.

Literatura jest światowa, chociaż nie teraźniejsza, tym niemniej winna być niezbędna do prac naukowych, czy seminaryjnych. Prace stratygraficzne czy paleontologiczne, a także regionalne, cytuje się i po dziesiątkach lat. Co więcej jak zauważyłem w końcu ubiegłego wieku, prace z końca wieku bywały czasem gorsze od tych z początku wieku, więc jakby okresowo przynajmniej zaznaczał się w nauce polskiej rozwój wsteczny, mimo wykazywanego rozwoju postępowego w Kongresach Nauki Polskiej i w różnych sprawozdaniach naukowych.

Jak wykazuję poniżej zwróciłem się z koncepcją daru darmowego do Szanownego Dyrektora Prześwietnej Jagiellonki:

——————————————————————-

—– Original Message —–

From: J. Wieczorek 

To: zdzislaw.pietrzyk@uj.edu.pl 

Sent: Wednesday, June 18, 2008 6:10 PM

Subject: dar dla Biblioteki Jagiellońskiej

Dyrektor Biblioteki Jagiellońskiej
prof. dr hab. Zdzisław Pietrzyk

Szanowny Panie Dyrektorze,

Chciałbym przekazać do Biblioteki Jagiellońskiej zbiór nadbitek specjalistycznej  literatury z nauk o Ziemi – geologia ( głównie sedymentologia, tektonika, stratygrafia, geologia regionalna, planetologia), geofizyka, paleontologia.   Zbiór ( nieskatalogowany) liczy kilka tysięcy egzemplarzy prac w różnych językach: głównie angielskim, francuskim, niemieckim, także włoskim, hiszpańskim i w jezykach słowiańskich. Autorami są badacze z całego świata. Prace pochodzą głównie z lat 80-90-tych, mniej jest z lat wcześniejszych ( głównie 70-tych) i późniejszych – po roku 2000. Zbiór ten mógłbym przekazać nieodpłatnie. Literatura ta powiększyłaby zbiory naukowe Biblioteki i mogłaby stanowić pomoc  dla badaczy i studentów. Mam nadzieję, że w trudnej sytuacji finansowej polskich uczelni i kadry akademickiej – o czym słyszymy na codzień – taki dar zostanie przyjęty z zadowoleniem.

Z poważaniem

Józef Wieczorek
—————————————————————————–

Nie otrzymawszy odpowiedzi zaniepokojony sprawę drążyłem, biorąc pod uwagę kiepski stan finansowania nauki polskiej a bibliotek naukowych w szczególności :———————————————————————–

—– Original Message —–

From: J. Wieczorek 

To: zdzislaw.pietrzyk@uj.edu.pl 

Sent: Wednesday, June 25, 2008 7:49 PM

Subject: Re: dar dla Biblioteki Jagiellońskiej

Szanowny Panie Dyrektorze,

Wczoraj rozmawiałem telefonicznie z Pana sekretarką, która  miała Panu przypomnieć o mojej ofercie. Niestety nadal brak odpowiedzi. Ja się z darem nie napraszam, ale sądziłem, że  wobec trudnej sytuacji finansowej nauki polskiej,  każda oferta  daru  specjalistycznej literatury spotka się przynajmniej z  zainteresowaniem. Obecny stan rzeczy raczej sugeruje, że etatowi naukowcy -czym jak czym – ale nauką się nie interesują, co nie jest zjawiskiem mi nieznanym, ale sądziłem, że coś może w końcu drgnie w tej materii. Ile czasu można dezinformować podatników, że z nauką jest kiepsko, bo nie ma pieniędzy m.in. na  zakup  literatury fachowej ? Ja oferuję za darmo !!! mimo, że zdobywanie literury naukowej kosztowało mnie sporo czasu i pieniędzy.  

Jeśli  nie otrzymam żadnej odpowiedzi swoją ofertę przekażę innym,  a trudności z przekazaniem daru upublicznię, bo to jest mój obywatelski obowiązek. 

Z poważaniem

Józef Wieczorek

——————————————————————-

Nie otrzymawszy dalej odpowiedzi, dałem wyraz swojemu nieustającemu zaniepokojeniu proponując osobistą wizytę u Dyrektora, widocznie bardzo zajętemu, jak sądziłem, pozyskiwaniem nowych pozycji dla biblioteki. :————————————————————————–

—– Original Message —–

From: J. Wieczorek 

To: zdzislaw.pietrzyk@uj.edu.pl 

Sent: Friday, June 20, 2008 11:07 AM

Subject: Fw: dar dla Biblioteki Jagiellońskiej

Niestety nie otrzymałem odpowiedzi na złożoną ofertę daru dla Biblioteki.  Więc ją ponawiam. Rozumiem, że nie można decydować ‚ w  ciemno’, ale ja mieszkam w Krakowie i  mogę się umówić na wizytę dla omówienia procedury przekazania daru i  pokazania przykładowych prac naukowych z  oferowanego zbioru.

Józef Wieczorek

30-069 Kraków, ul. Smoluchowskiego 4/1

tel 609 659 124

————————————————————————————————————–

Nadeszła w końcu upragniona odpowiedź o treści jednak tak zdumiewającej, że aby ochłonąć z wrażenia udałem się do wód krynickich, stąd tekst ten piszę z pewnym opóźnieniem.

—————————————————————————

—– Original Message —–

From: „Urszula Dudzik” <urszula.dudzik@uj.edu.pl>

To: <jozef.wieczorek@interia.pl>

Sent: Thursday, June 26, 2008 2:48 PM

Subject: dot.daru dla Biblioteki Jagiellońskiej

> Szanowny Panie,
>
> odpowiadając na Pana pismo z dnia 18.06.2008 r. skierowane do dyr.
> Biblioteki Jagiellońskiej  Z.Pietrzyka, uprzejmie informuję, że nie jesteśmy
> zainteresowani przejęciem zbioru nadbitek, gdyż nie są one w profilu naszych
> zbiorów. Próbowaliśmy zainteresować inne biblioteki Pana propozycją ( B-kę
> Instytutu Nauk Geologicznych UJ oraz B-kę AGH), również nie są
> zainteresowane.
>
> Dziękując za pamięć o naszych zbiorach,
> Łączę wyrazy szacunku
>
> Urszula Dudzik
> Kierownik Oddziału Gromadzenia i Uzupełniania Zbiorów BJ

————————————————————————-

No cóż, jak ktoś jest tak naiwny i sądzi, że specjalistyczna literatura naukowa i to obcojęzyczna jest w profilu polskich bibliotek naukowych, to nich się zdumiewa na swój koszt.

Może gdyby chodziło o Elementarz Falskiego czy Przygody Bolka i Lolka, to by profil był zachowany i zainteresowanie by było, w końcu na NFA (odwiedzanym i przez personel Jagiellonki) padła propozycja powołania Przedszkoli III wieku

(Reforma systemu nauki: Potrzebne przedszkola III wieku, )

https://wobjw.wordpress.com/2010/01/02/reforma-systemu-nauki-potrzebne-przedszkola-iii-wieku/

 to i na zabezpieczenie edukacji byłoby w sam raz. A jeśli chodzi o literaturę obiegu międzynarodowego to niech sobie ‚biega’ poza granicami,  bo przekracza granice nauki polskiej.

Jednakże trzeba przyznać, że władze Jagiellonki poczyniły pewne starania sprawdzające, czy aby profil Biblioteki Instytutu Nauk Geologicznych jest zgodny ze specjalistyczną literaturą geologiczną. Otóż jak się okazuje – nie. Kto to by dziś słyszał aby na geologii czytali prace geologiczne ! By taki jeden w tamtym stuleciu, ale się go pozbyli. bo takie prace dawał studentom i oni się psuli przez to czytanie, więc z tym procederem  rozprawiono się skutecznie.

Nie ma powodów aby do tego wracać skoro już ustalono, że czytanie prac naukowych negatywnie wpływa na młodzież akademicką i może opóźniać wydawanie dyplomów mgr, bo jak się ktoś zaczyta, to mu się może w głowie przewrócić, i nie daj Boże odwiecznej hierarchii akademickiej może nie chcieć respektować.

No i jeszcze jedna, chyba heroiczna próba Jagiellonki zainteresowania literaturą geologiczną AGH – uczelni bądź co bądź stworzonej przez geologów, nadal mieszczących się w budynku A-0 – usytuowanym na froncie tej uczelni, mającej być uczelnią flagową !

Oczywiście – próba nieudana ! Nie tak łatwo zainteresować etatowych ‚geologów’ wynikami badań geologicznych !

Sporo wiem na ten temat od początku mojej publicznej ‚kariery’, kiedy – jeszcze w ubiegłym tysiącleciu – przyjechałem na AGH jako student V roku UW z wykładem o geologii Księżyca i zdumiałem się, że obecni na sali wybitni geolodzy,  znani mi z podręczników – ani be, ani me, ani kukuryku …

To zdumienie nie przeszło mi w trakcie wielu lat kontaktów – już (para)naukowych – z tą (niemal) flagową uczelnią. Ale to już inna historia i gdyby została opisana rzetelnie to żadna biblioteka by jej nie przyjęła a autor nie miałby chyba żadnych szans aby ujść z życiem.

Należy jednak rozważyć, czy na froncie tej uczelni nie należy wywiesić czarnej, żałobnej flagi, bo jak i wiele innych polskich uczelni, na miano uczelni flagowej (pogrzebowej) zasługuje.

2008-07-16 09

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=548

Na naukę nie ma pieniędzy –

cz.1 – biblioteczna

– cd.  w kontekście rozszerzonym

 

Dopiero co rozpoczęta dyskusja nad częścią pierwszą przyniosła wręcz kapitalne rezultaty i przemyślenia uzupełniające twórczo ostatni rządowy Raport o kapitale intelektualnym Polski  oraz  dostarczające postulatów do Założeń reformy systemu nauki oraz reformy systemu szkolnictwa wyższego Skłania mnie to do uzupełniania początkowego tekstu, gdyż można sądzić, że dalsze komentarze będą równie owocne dla podejmowania decyzji na szczeblu rządowym.

Ze źródeł wiarygodnych doszły mnie informacje, że decydenci Jagiellonki byliby skłonni przyjąć literaturę polską, ale tą zagraniczną to najlepiej by było przekazać – proszę sobie wyobrazić – za granicę !

Jak ktoś jeszcze nie wie czym się różni nauka polska od nauki sensu stricto to winien to sobie uzmysłowić ! Chyba także winien zrozumieć, na czym polega nędza nauki polskiej, będącej w stanie postępującego rozkładu intelektualnego i moralnego.

Zwiększenie w obecnym stanie tzw. „wydatków na naukę ‚ tzn. m.in. aby sfinansować wysyłkę za granicę prac naukowych, które tam za granicami zostały wyprodukowane i zostały ściągane do kraju przez jakichś psujów nauki polskiej i oszołomów negatywnie wpływających na młodzież akademicka, która traciła orientację w swojej edukacji. Zamiast orientować się na produkcję rodzimą, dezorientowana sięgała po owoce popsute, często zakazane !

Pomysł z wyrzuceniem prac naukowych na makulaturę jest może pod względem nakładów finansowych na naukę nieco lepszy niż finansowanie jej wysyłki zagranicznej (ostatnio znaczki poszły w górę !), ale jakże sprzeczny z podjętą walką przeciwko plagiatom na co mają zostać wydane spore pieniądze.

Niech no tylko o takim wyrzucaniu dowie się jakiś student, pójdzie na śmietnik, weźmie jedną czy drugą wyrzuconą pracę, przepisze, przedstawi jako dyplomową i kto dojdzie do wniosku, że to plagiat skoro w bibliotekach nikt nie znajdzie pierwowzoru ?

No może by trzeba pojechać służbowo za granicę i tam spędzić czas na jego poszukiwaniu, ale czemu moherowy podatnik ma za to płacić ?

Skoro takie poglądy głosi etatowy poszukiwacz plagiatów wiadomo przynajmniej o co mu chodzi – ma zapewniony dożywotni etat bo na ściganie plagiatów starszy mu do emerytury, a i co sobie pojeździ przy tym goniąc ‚króliczka’, to sobie pojeździ.

Kiedyś na uczelniach byli tacy uzależnieni co to książki czytali i nakrywali plagiaty nawet kilku zdaniowe. Ale to podważało autorytet profesorów, więc stłukli termometr i gorączki jakiś czas nie było, aż w dobie internetu jednak przyszła i skoczyła mimo wszystko do niemal 42oC.

Kiedy ludzie honoru w obronie społeczeństwa przed zachodnią zarazą wprowadzili stan wojny permanentnej, a na półkach był tylko ocet, zamiast opuścić tak pięknie rozwijający się kraj, podjąłem próbę przeżycia a ponieważ byłem uzależniony od literatury, postanowiłem aby nie było jej mniej, tylko więcej. W końcu lepsze to od octu.

Otóż wymyśliłem aby zamiast płacić za literaturę – mieć ją za niemal darmo Do tego służyło czasopismo naukowe ( Rocznik PTG), które po rozesłaniu po świecie powodowało, że inni też swoje czasopisma za cenę znaczka pocztowego przesyłali do biblioteki towarzystwa. Ten proceder już trwał wcześniej i prowadził do rozwoju biblioteki, ale chodziło o to, aby rozwój był postępowy a nie wsteczny, który wówczas się zaznaczał.

Ponieważ nie wszystkie ośrodki zagraniczne wydają swoje czasopisma, ale mają takie zespoły co drukują prace w najlepszych, bardzo kosztownych czasopismach światowych, wymyśliłem żeby wymieniać nasze czasopismo na odbitki prac z danego znakomitego ośrodka naukowego. Tym sposobem i tak można było dotrzeć do najlepszej literatury, wydając jak najmniej to było możliwe.

Oczywiście i sam na swoje konto, za moje prace, a nawet bez prac, taką wymianę prowadziłem, co doprowadziło do tego, że miałem jedną z największych bibliotek geologicznych Krakowa, obfitującą w znakomite także prace ( które mam teraz wyrzucać na makulaturę, bo nie ma już takich co by czytali ! – tak UJ kwitnie !).

Oczywiście prace te służyły także dla dyplomantów, do seminariów, a proszę sobie wyobrazić, że  studenci byli zmuszani (przeze mnie, znanego jako kat Sulla) referować prace z literatury obcej ! A ta najlepsza, była najlepiej dostępna w ‚nadbitkach’ !

Aby zrealizować swój niecny plan rozwoju postępowego, zdeterminowany przez wiele dni siedziałem w bibliotekach, aby zebrać dane o różnych czasopismach i ośrodkach, aby zwiększyć wymianę rocznika geologicznego, którego zresztą byłem redaktorem.

Siłą rzeczy na wzrost wymiennictwa/czytelnictwa zagranicznego potrzebna była zgoda zarządu towarzystwa. Jak ten zarząd tylko zobaczył co ja proponuje, to zamiast dać mi polecenie rozwijać wymianę, aby ogół mógł się też rozwijać, ten wpadł w popłoch przed tak (nie)planowanym rozwojem i wyznaczył komisje aby coś z tym fantem zrobić. Komisarz odetchnął z ulgą zauważywszy, że nie wszystkie adresy są kompletne, tu brak numeru ulicy, tu brak kropki, tu przecinka i rzecz jasna sprawa została storpedowana. Tak uratowano bibliotekę i wielu adeptów geologii przed nadmiernym rozwojem postępowym kierując ich na drogę rozwoju wstecznego.

Oczywiście był to dla mnie gwóźdź do trumny towarzyskiej, bo jak zaproponowałem aby jednak się rozwijać do przodu ( a był to początek okresu transformacji) i dokonać zmian systemowych w towarzystwie, nastąpiła nocna zmiana – zostałem wyrejestrowany zaocznie z towarzystwa,  po wybraniu demokratycznym ! na Zjazd ! a skutki opłacane przez moherowego podatnika i akceptowane przez autorytety merdialne trwają do dnia dzisiejszego.

Wniosek z tego jest taki : Jeśli ktoś nie rozumie – skoro na naukę nie ma pieniędzy, to literatury nie można mieć za niemal darmo, tylko trzeba na to wydać duże pieniądze – to sam sobie winien. Takich w nauce polskiej nie potrzeba !

++++++++++++++++++++++++++++++++

P.S.

Niniejszym dokumentuję  moją dalszą heroiczną walkę o przekazanie daru darmowego w celu uratowania nauki polskiej przed całkowitym upadkiem i niechybną śmiercią głodową z powodu braku pieniędzy

—– Original Message —–

Sent: Monday, July 14, 2008 3:15 PM
Subject: dar dla Biblioteki
Dyrektor: dr Karolina Grodziska
Biblioteka Naukowa
Polskiej Akademii Umiejętności
i Polskiej Akademii Nauk
w Krakowie
Szanowna Pani Dyrektor,
Chciałbym przekazać do Biblioteki Naukowej Polskiej Akademii Umiejętności   i Polskiej Akademii Nauk w Krakowie  zbiór nadbitek specjalistycznej  literatury z nauk o Ziemi  i nauk biologicznych  ( paleontologia).   Zbiór ( nieskatalogowany) liczy kilka tysięcy egzemplarzy prac w różnych językach: głównie angielskim, francuskim, niemieckim, także włoskim, hiszpańskim i w jezykach słowiańskich. Autorami są badacze z całego świata. Prace pochodzą głównie z lat 80-90-tych, mniej jest z lat wcześniejszych (głównie 70-tych) i późniejszych – po roku 2000. Zbiór ten mógłbym przekazać nieodpłatnie.
Literatura ta powiększyłaby zbiory naukowe Biblioteki i mogłaby stanowić pomoc  dla badaczy, a także studentów. Mam nadzieję, że w trudnej sytuacji finansowej nauki  taki dar zostanie przyjęty z zadowoleniem.
Oczywiście mogę się umówić na wizytę dla omówienia procedury przekazania daru i  pokazania przykładowych prac naukowych z  oferowanego zbioru.

Z wyrazami szacunku
Józef Wieczorek
30-069 Kraków
ul. Smoluchowskiego 4/1
tel 609 659 124

2008-07-18

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=549

Na naukę nie ma pieniędzy cz.2 – publish or perish

Jasne, publikuj albo zgiń ! Dobre sobie. Jedni publikują i żyją sobie dobrze, inni publikują i giną. Nie ma więc jasnych związków przyczynowych między publikowaniem a istnieniem ! Niech no tylko ktoś napisze tekst :

  • Kilka uwag krytycznych …
  • ocena krytyczna…
  • komentarz krytyczny…

i jego szanse na utrzymanie się w korporacji akademickiej maleją do zera ! Publish and perish ! – jeśli masz dość tego świata.

No oczywiście można inaczej :

  • Pochwała genialnej idei profesora ….
  • Ku czci i chwale geniusza epoki …
  • O Największym z Wielkich…

I wtedy sprawy mają się inaczej. Można publikować i można żyć, a nawet trzeba publikować aby żyć dobrze.

Niestety niektórzy biorą naukę na serio, bo w młodości sobie zakodowali, że nauka to poszukiwanie prawdy, no i brną w tych przekonaniach, aż giną z pola widzenia po opublikowaniu kilku krytyk. Pozostali wolą przyjemniejsze życie ze strusiówką podręczną,

ze zgiętym kręgosłupem i produkują niezliczoną ilość prac „Ku czci ..”. Pozyskanie pieniędzy na takie prace nie sprawia żadnej trudności.

Publikacje są na ogół uważane za bardzo ważny element dorobku naukowego i instytucjonalnego. Jakkolwiek jeszcze nie u nas, bo u nas dorobek naukowy często jest jakby wstydliwie ukrywany i to nie tylko w naukach społecznych, ten z czasów PRLu . Co prawda coraz częściej słyszymy o potrzebie bibliometrii, o obiektywnej ocenie produkcji naukowej, ale praktyka jest jaka jest. Zresztą jest w co wątpić, bo bez kontekstu żadna statystyka obrazu prawidłowego nie daje.

Mamy przykłady, ze naukowcy niefinansowani mają większy dorobek od finansowanych,ale ten się nie liczy, jeśli jest uzyskany poza etatem. Ba, nawet jest źle widziany bo podważa ‚autorytet’ etatowców mających trudności z opublikowaniem czegokolwiek poza swoją manufakturą.

Ale i o etatowcach nie zawsze można źle mówić – bo co ma zrobić człowiek jak jest dyrektywą ‚przyłożonych’ zmuszany do publikowania w rodzinnych czasopismach, dostarczających środków dla zaradnych rodzin akademickich.

Niech no tylko go zidentyfikują, że publikuje nie tam gdzie trzeba, np. w jakiś zachodnichbiuletynach nie przynoszących żadnych zysków dla szefostwa. Nieprzydatność do pracy w instytucie – murowana. Oczywiście jak ktoś zostanie tak wyrejestrowany, to po latach i indeksy bibliometryczne mu spadną. Bo niby jak ma ma być inaczej – bez warsztatu pracy nie da się być potentatem. A jak szefostwo, finansowane z kieszeni podatnika, nagra sobie jakiegoś swojego publikującego, to im wszystkie wskaźniki pójdą w górę i nawet mogą przeskoczyć statystycznie – wyrejestrowanego ( dawniej naukowo zbyt aktywnego, później bezetatowca, czasem bezdomnego ..)

Tak więc bez kontekstu nie da się bibliometrycznie określić, czy ktoś dla nauki ma bilans pozytywny, czy negatywny.

Wszystkie te dysputy ocenne, scjentometryczne, obrazo – czy profesoro – bórcze i tak biorą w łeb, nie są warte funta kłaków, wobec faktu nieprzydatności literatury naukowej do jej gromadzenia w bibliotekach i ujawniania czytelnikom – potencjalnym autorom kolejnych publikacji mierzonych scjentometrycznie, ale i mierzonych także złowrogim okiem władz instytutowych, a tym bardziej bibliotecznych.

Brak zainteresowania bibliotek gromadzeniem literatury naukowej jest wysoce znamienny, ale jeszcze bardziej znamienne są postulaty wyrzucania literatury naukowej na makulaturę.

Jednym słowem, to jakby zamiast postulatu – naukowego – Bądź naukowcem ! Publikuj albo zgiń !, preferowano postulat socjalny: Bądź człowiekiem. Publikuj, bo zginą zbieracze makulatury ! Niby postulat szlachetny, ale nie do końca !

Czy literatura naukowa jest w jakikolwiek sposób przydatna dla nauki ? czy zwróci uwagę kogokolwiek ? to jest jak widać sprawa wątpliwa.

Niewątpliwie jednak literatura naukowa wyrzucona na śmietnik zwróci uwagę zbieraczy makulatury, którzy może dzięki temu kupią sobie jakąś bułkę, albo i kawałek kiełbasy. Ale czy produkowanie literatury naukowej – która po ew. ocenieniu bibliometrycznym, socjologicznym, psychologicznym producenta, służyć będzie na dobre tylko zbieraczom makulatury – jest najlepszym sposobem wydawania publicznych pieniędzy ?

Zatrudnianie tylu naukowców, budowa tylu uczelni, zakupy tylu komputerów itd. itp głównie po to aby wyprodukować potrzebne do rozliczeń nakładów/wydatków publikacje, które tak naprawdę będą służyć głównie do utrzymania się przy życiu zbieraczy makulatury ?!. Przecież gdyby te pieniądze od razu przeznaczono, powiedzmy na zasiłki dla tych zbieraczy, to oni by mieli nie tylko na bułki i napoje, ale na pałace !!!

Jednym słowem – produkcja literatury naukowej to jest zbyt kosztowny sposób utrzymywania zbieraczy makulatury przy życiu.

Jak widać, potrzebna jest kompleksowa, zrobiona z głową, reforma całego systemu, bo inaczej pożądany wzrost nakładów finansowych na naukę, nie przełoży się na większą przydatność nauki dla społeczeństwa.

2008-07-25

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=553

Polska nauka w cenie ?

Józef Wieczorek & Cezary Wójcik 

Polska nauka w cenie ? 

 

Mylący jest tytuł „Polska nauka w cenie” – artykułu omawiającego ranking nauki w czasopiśmie NATURE (Gazeta Wyborcza 15.07.2004 http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,2181974.html). 

Ani tekst w Nature, ani nawet tekst w GW, nie usprawiedliwia takiego tytułu, który jest wykorzystywany w mediach do niezbyt rzetelnego przedstawiania stanu nauki w Polsce. 

Wypada się zastanowić, dla kogo polska nauka jest w cenie? Jeżeli chodzi o ogół obywateli to jest ona nie tyle „w cenie” ile jest kosztowna a jej praktyczne zastosowania niestety przynoszą niewspółmiernie mało zysków. Przemysł w Polsce w ogóle nie ceni sobie polskiej nauki i dlatego jej nie finansuje. Zresztą polskiego przemysłu prawie już nie ma a zagraniczne firmy inwestujące w Polsce wolą opierać się na własnych zespołach badawczych w innych krajach. Wreszcie czy świat ceni naukę polską? W cenie jest nie tyle polska nauka ile polscy naukowcy którzy wespół z Chińczykami, Hindusami i Rosjanami stanowią jedną z dużych grup najemników naukowych w bogatych laboratoriach USA. Sukcesy polskich naukowców poza krajem świadczą, że są oni cennymi nabytkami ale pracującymi na korzyść innych krajów. 

Dziewiętnaste miejsce na światowej liście pod względem publikacji nie jest naszym zdaniem powodem do samozadowolenia, zwłaszcza że zapewne wiele z prac które ujęto w tym opracowaniu jako dorobek „polskiej nauki” zostało w rzeczywistości wykonanych w zagranicznych laboratoriach przez goszczących tam polskich naukowców. 

Niestety sytuacja w Polsce nie jest przyjazna dla naukowców a to ze względu na niskie uposażenia, jak i rozwiązania systemowe nadal przyjazne dla negatywnej selekcji kadr akademickich. 

Pomimo tego mamy w Polsce przykłady naukowców pozbawionych finansowania a jednak mających osiągnięcia którymi można by obdarzyć niejeden finansowany zakład naukowy. Niestety w Polsce nie finansuje się wybitnych naukowców, lecz instytucje, które pożerają ogromną część nakładów przy małych osiągnięciach. Sporą część kadry profesorskiej tworzą ludzie wykreowani w czasach PRL-u zgodnie z kryterium „mierny, bierny ale wierny” i ich ‚lojaliści’. Ludzie ci w większości nie przystają do nowej rzeczywistości społeczno-ekonomicznej. Wybitny naukowiec publikujący w czasopismach na światowym poziomie jest zagrożeniem dla ich status quo. 

Brak w Polsce rozwiązań systemowych, które by zmieniły obecny ustrój nauki i edukacji w Polsce. Prezydencki projekt ustawy o szkolnictwie wyższym lansowany przez media utrwala jedynie obecny patologiczny system. 

W artykule GW nie wspomniano nawet o rankingu uniwersytetów o którym jest mowa w Nature. Ranking ten jest dla nas bardzo niekorzystny bo naszych uniwersytetów nie ma w pierwszej setce uniwersytetów europejskich a pojawiają się dopiero w 4 setce uniwersytetów światowych. To taki niechciany, ‚niecenny’, wskaźnik rangi nauki polskiej . Rankingi zawsze są dyskusyjne ale u nas wartość rankingów jest jasno rozumiana – jak w jakimś rankingu przy jakimś wybranym kryterium stoimy nieźle to o tym rankingu trąbimy głośno, jeśli w rankingu stoimy źle – to cisza jak makiem zasiał. Niestety media nie dają prawdziwego obrazu nauki w Polsce na tle nauki światowej i najwyższy czas aby to się zmieniło. Istnieje ogromny rozziew w opiniach na temat nauki w Polsce przedstawianej w mediach przed decydentów i prezentowanych przez niezależnych naukowców na otwartych forach internetowych. 

Kondycja nauki i edukacji w Polsce winna być znana rzetelnie bo to ma wpływ na projekty reformowania tej sfery. Dobrze by było aby w ramach tworzenia społeczeństwa obywatelskiego GW umożliwiła prezentowanie na swoich łamach niezależnych poglądów na temat stanu i przyszłości nauki i edukacji w Polsce.

Józef Wieczorek, Kraków 

Cezary Wójcik, Dallas 

(Tekst przesłany do Redakcji Gazety Wyborczej ale do tej pory nie został wydrukowany. Został natomiast umieszczony w serwisie Nauka w Polsce ) 

 

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=13

2004-11-21

Strategia lizbońska a sprawa nauki w Polsce

Cezary Wójcik, Józef Wieczorek 

Strategia lizbońska a sprawa nauki w Polsce 

Nie sposób przyznać racji autorom artykułu „Nauka to potęgi klucz” („Rz” 259 z 4.11.2004r.), którzy stwierdzają, że w Unii Europejskiej, a w Polsce w szczególności, „kariera naukowa powinna przyciągać coraz więcej osób” , gdyż celem szeroko zakrojonej strategii rozwoju zjednoczonej Europy (tzw. strategii lizbońskiej) jest <„więcej lepiej wykwalifikowanych naukowców dla całej Europy”. 

Autorzy podkreślają, że najlepsza metoda rozwoju nauki polega na „promowaniu współzawodnictwa wśród naukowców i instytutów badawczych” . Jest to stwierdzenie bardzo istotne, jeżeli weźmie się pod uwagę, iż współautorem artykułu jest premier Marek Belka.

Tymczasem, deklaracje zawarte w tym artykule stoją w wyraźnej sprzeczności z tym, co dzieje się w naszym kraju. Kolejne pokolenia polskich naukowców albo porzucają karierę naukową, albo kontynuują ją poza granicami naszego kraju, najczęściej za oceanem. Poszczególne osoby lub grupy badawcze, które prowadzą wartościowe badania naukowe i odnoszą uznawane na świecie sukcesy, czynią to najczęściej dzięki pieniądzom z trudem zdobywanym za granicą. Dzieje się tak dlatego, że polska nauka pozostaje pod kontrolą starzejącego się lobby profesorskiego, składającego się w większości z uczonych noszących w sobie jarzmo PRL. 

Niestety, Sejm pracujący nad nową ustawą o szkolnictwie wyższym opiera się w głównej mierze na projekcie złożonym przez prezydenta RP, bardzo dalekim od standardów najbardziej wydajnego w nauce systemu anglosaskiego.

Jeżeli zasadnicze założenia projektu prezydenckiego petryfikującego obecny system zostaną przegłosowane przez Sejm, to strategia lizbońska w Polsce pozostanie na papierze. Jeżeli nie dokona się reformy systemu organizacji i finansowania nauki na wzór anglosaski, wprowadzając wypróbowane rozwiązania oparte na konkurencji i współzawodnictwie, to polskie ośrodki naukowe nie sprostają konkurencji w europejskiej przestrzeni badawczej. O ile fundusze w ramach dotychczasowych programów ramowych UE były rozdzielane według klucza politycznego, o tyle granty na badania z Europejskiej Rady ds. Badań będą w większości rozdzielane na zasadzie otwartego konkursu projektów badawczych. Może to doprowadzić do sytuacji, że polscy podatnicy będą finansować badania w świetnych ośrodkach w Heidelbergu, Oksfordzie czy Paryżu, podczas gdy pozostałości polskich ośrodków badawczych będą dogorywać z powodu zupełnego braku funduszów. 

Cezary Wójcik, Dallas, USA 
Józef Wieczorek, Kraków 

 
Autorzy są inicjatorami Niezależnego Stowarzyszenia na rzecz Nauki i Edukacji w Polsce. 

Tekst opublikowała Rzeczpospolita 8.11.2004 

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=12

2004-11-21

Nauka nad polityką ?

Nauka nad polityką ? 

Z rozmowy z dr. Janem Krzysztofem Frąckowiakiem-sekretarzem Komitetu Badań Naukowych ‘ Nauka ponad polityką’ FORUM AKADEMICKIE 5, 2001 wynika generalnie pozytywny obraz KBN. Jest to zrozumiałe ze względu na subiektywność opinii osoby pełniącej od lat odpowiedzialne funkcje w KBN. Ta opinia nie pokrywa się z niezależnymi opiniami, które mają trudności w przebiciu się na  łamach czasopism. Np. według mojej niewątpliwie subiektywnej opinii, ale za to całkowicie niezależnej i opartej na analizie faktów, w tym informacji na stronach internetowych KBN i korespondencji z władzami KBN, w tym również z dr.Janem Krzysztofem Frąckowiakiem, sytuacja nie jest taka dobra 

Dr. Jan Krzysztof Frąckowiak mówi: ‘Dlatego dane dotyczące przyznawania grantów są jawne. Publikujemy skład sekcji i zespołów w poszczególnych okresach, tematy zaakceptowanych grantów, nazwiska uczonych, którzy je realizują, nazwy placówek, ilość pieniędzy na dany projekt. Każdy może te informacje zbadać i porównać.’  Niestety nie są jawne dane dotyczące  wyników realizacji grantów. Sam Dr. Jan Krzysztof Frąckowiak kilka lat temu informował mnie, że takich danych KBN nie posiada (sic?), a w ubiegłym roku Przewodniczący KBN – Prof. Andrzej Wiszniewski skierował mnie na strony internetowe KBN w celu zapoznania się z takimi rezultatami. Niestety w tabelach prezentujących dane o projektach badawczych  ( http://badis.man.poznan.pl/ ) rubryki dotyczące opisów projektów i rezultatów ich realizacji są puste (sic?). Nie chciałbym wyciągać wniosku, że mimo upływu lat od skierowania pieniędzy podatnika na wykonanie projektów badawczych nadal nie ma żadnych rezultatów. Być może Pan Minister nauki nie jest dobrze poinformowany o zawartości tej ‘bazy danych’. Sądzę, że niektóre projekty kończą się jednak interesującymi rezultatami o czym mogłem się przekonać czytając literaturę naukową, gdzie podawane są niekiedy informacje iż dana praca została sfinansowana  przez KBN. Tak źle jednak nie jest jak by wynikało z lektury  ‘bazy danych’ o projektach badawczych. Ale dobrze też nie jest.  Mimo tworzenia społeczeństwa informacyjnego członek tego społeczeństwa nie może w sposób przystępny zapoznać się z wynikami badań na które przeznaczył część swoich pieniędzy i nie może porównać efektywności tych badań z badaniami które przez KBN nie są opłacane na mocy prawa. Polski podatnik bez problemu może się zapoznać np. na stronach internetowych z efektami wielu projektów badawczych na które nie wydał ani 1 grosza, ale z efektami tych projektów które współ-finansuje (poprzez KBN) zapoznać się nie może i  już. Nie może zatem tez ocenić jaki jest procent nietrafionych grantów. Również dr Jan Krzysztof Frąckowiak nie może dowieść, że  jest ich mniej niż 20 proc. Tak tylko myśli, ale może błądzić. Nie ma oceny ‘parametrycznej’ trafionych i nietrafionych grantów, zatem efektywność wydawania pieniędzy księgowanych po stronie wydatków na naukę nie jest znana. Skoro KBN nie zna takiej efektywności i nie prowadzi ewidencji rezultatów grantów (jak mnie informował JKF) to ocena parametryczna jednostek finansowanych przez KBN jest raczej subiektywna. Ponadto jak znacznie mogą się różnić oficjalne dane o jednostkach finansowanych przez KBN od danych prawdziwych  mogłem przekonać się np. z lektury prac: Nauki geologiczne w Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 1975-2000 i Publikacje pracowników Instytutu Nauk Geologicznych UJ 1945-99. Zestawienie bibliograficzne wydanych w 1999 r. pod redakcją W. Zuchiewicza, z rezerwy na badania własne (sic?).  Niestety komisje etyczne są nieme lub bezradne w takich sprawach, a KBN finansuje wydawanie nieprawdy deklarując wiązanie finansowania z etyką.

   Józef Wieczorek, Kraków