Mobbing skuteczną metodą negatywnej selekcji kadr akademickich

Józef Wieczorek

Mobbing skuteczną metodą  negatywnej selekcji kadr akademickich

Polityka kadrowa poprzez mobbing ma długie tradycje. Jak ktoś jest z jakiegoś powodu niewygodny dla przełożonego, nie daj Boże przerasta przełożonego o głowę – wzrostem lub co gorzej intelektem – marny jego los.

Podobno na uczelniach trudno jest zwolnić niewydajnego, słabego pracownika. Tak się skarży wielu rektorów. Ciekawe jest jednak, że tych trudności nie mają jeśli chodzi o pracownika dobrego, uważanego za zagrożenie dla uczelnianego establishmentu, czy dla przyjaznej dla mobbingu/mobberów struktury.

Oczywiście trzeba się nieco pomęczyć, przygotować grunt, najlepiej poprzez szykany psychiczne, ale potem idzie jak z płatka. Często zresztą taki pracownik – wykończony, lub z obawy przed ostatecznym wykończeniem – sam odejdzie, a gdyby były jakieś trudności to przecież można zrobić reorganizację jednostki i sprawa zostaje rozwiązana bez problemu. Tak to wygląda w praktyce.

W taki sposób uczelnia może się uchronić ponadto przed odszkodowaniem dla pracownika, ale dokonując negatywnej selekcji nie chroni jednostki naukowej przed obniżeniem jej potencjału intelektualnego. Przy braku rzetelnych baz danych skutki takiej polityki kadrowej raczej nie są do wykrycia więc i na miejsce w rankingach to zapewne wpływu mieć nie będzie i na wysokości dotacji budżetowych nie zaważy.

Stosuje się też mobbing, aby uzyskać w jednostce zwolnienie etatu dla ‚ swojego’, bo polityka prorodzinna i kolesiowska jest standardem akademickiej polityki kadrowej. Podobnie rzecz się ma na etapie rekrutacji na wolny etat obsadzany zwykle, oczywiście na drodze tzw. konkursów, przez wyznaczonego wcześniej zwycięzcę. I lepiej nie zakłócać procedury takich ‚konkursów’, bo procedury mobbingowe zostaną uruchomione.

Nie bez znaczenia jest chęć poszerzenia swojej przestrzeni życiowej, czyli walka o pokój w budynku akademickim. Można ją toczyć skutecznie na drodze psychicznej (czyli mobbingowej) uzyskując lepsze warunki do pracy po odejściu ‚słabszego’. Wykańczanie potencjalnej, rzeczywistej czy urojonej konkurencji przez mobbing to standard akademickiego życia.

Niestety problemy te jakoś nie są podejmowane w pracy naukowej tak licznych już psychologów i socjologów. Ciekawe dlaczego ? Czyżby fachowcy od psychologii bali się szykan psychicznych w przypadku ujawnienia/udokumentowania rzeczywistego stanu rzeczy ?

Każdy kto pracował w jednostce akademickiej wie, że wejście na zakazaną (lub opanowaną przez innych) ścieżkę tematyczną w nauce grozi śmiałkowi szykanami, groźbami, wykluczeniem ze środowiska, ostacyzmem koleżeńskim i naukowym itd. itp. Takie ‚czarne owce’ są pomijane w cytowaniu, przemilczani, nie brani pod uwagę w konferencjach, w pisanych przez ‚zwycięzców’ historiach.

W polskim środowisku akademickim krytyka naukowa niemal nie istnieje, tak bowiem wygląda ‚ krajobraz po bitwie’ o status niekwestionowanego autorytetu naukowego ( i zwykle moralnego). Ci, którzy pozostali, od krytyki naukowej stronią, aby pozostać w zawodzie. Ale co to za zawód naukowy skoro krytyki naukowej w nim nie ma ?

Bez krytyki naukowej nie ma nauki, zstają tylko etaty naukowe obsadzane przez bezkrytyczną pozostałość akademicką.

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=608

RPO w sprawie mojego artykułu

RPO w sprawie mojego artykułu Czas skończyć z celebrą akademickich dworów

http://www.rpo.gov.pl/pliki/12118021970.pdf

Co słychać starego? czyli o nauce polskiej 20 lat później

Co słychać starego? 
czyli o nauce polskiej 20 lat później

 

4 czerwca 1989 r. to dla wielu Polaków jedna z dat przełomowych, data wychodzenia z komunizmu. Ale czy naprawdę wyszliśmy z komunizmu?

Chyba nie do końca. Co więcej nie za bardzo chcemy się z komunizmem rozliczyć. Ustawy dokomunizacyjnej mimo upływu lat nie ma do tej pory i chyba chodzi o to aby już nigdy jej nie było.

W sprawie lustracji środowisko akademickie, zwykle konformistyczne, wykazało się iście heroiczną postawą organizując bunt antylustracyjny.

W walce o niepoznanie własnej historii wreszcie ujawnił się nonkonformizm, tak na codzień deficytowy. Widać przeszłość środowiska akademickiego to sprawa poważna, skoro na jej poznanie uczelnie same sobie nakładają kaganiec, ograniczają wolność swoich badań.

Władza POPów

Na froncie walki o pokój, o wprowadzenie nowego, jedynie słusznego systemu, szczególną rolę mieli odgrywać ludzie nauki – tzn. nowi ludzie nauki, postępowi i ideowi. Ci mieli wychować nową młodzież budującą nowy ustrój.

Wielu ‚starych’ profesorów uformowanych w Polsce ‚burżuazyjnej’ nie za bardzo chciało tworzyć Polskę ‚demokratyczną’ więc zastępowano ich nowymi, uformowanymi często na froncie wschodnim.

Nie wszyscy mieli pojęcie o nauce, ale z braku odpowiednich kadr wielu z nich wyznaczano na Pełniących Obowiązki Profesorów, którzy mieli wspierać Pełniących Obowiązki Polaków wprowadzających nowy ład i porządek, i zakładających Podstawowe Organizacje Partyjne.

Władza POPów, w różnych wcieleniach, odcisnęła się na obliczu Polski Ludowej tak silnie, że skutki są do dziś widoczne, ale ślady ich działalności są skrupulatnie zacierane.

Dyskusje na temat poznawania niechlubnej przeszłości, także autorytetów naukowych, koncentrują się głównie wokół IPN i materiałów wytworzonych przez SB. Ale co z badaniem materiałów PZPR czy archiwów akademickich?

Z tym jest znacznie gorzej. Proszę spróbować odtworzyć składy POP PZPR na uczelniach, czy w instytutach naukowych. Nader rzadko to się udaje.

Bez zgody POP PZPR nie było można nikogo awansować, usunąć, wysłać za granicę. POP rozdawały karty na uczelniach, decydowały o polityce kadrowej, a badań na ten temat nadal nie ma. Nie bez przyczyny.

Wielu członków POP nadal ma się dobrze w systemie szkolnictwa wyższego, które niestety tak dobrze się nie ma, a władze uczelni dzielnie walczą, aby to co zostało ukryte pod dywanem w czasie transformacji nadal nie ujrzało światła dziennego.

Metodologia badań naukowych

Po 20 latach od ‚upadku’ komunizmu na uczelniach dominują beneficjenci systemu PRL i dbają o ‚właściwą’ metodologię prowadzonych badań, piętnując każde odchylenia.

Ostatnio było sporo szumu w sprawie – podobno niewłaściwej – metodologii badań historycznych na poziomie magisterskim. Nikt nie jest natomiast zainteresowany metodologią badań historycznych na poziomie profesorskim.

Metody badań profesorów z uczelnianych komisji senackich, ‚historycznych’, dla ustalenia pokrzywdzonych w PRL, czy nad opracowaniem dziejów uczelni w ostatnich kilkudziesięciu latach – budzą konsternacje, a ich metodologia winna być bez zarzutu, wzorcowa.

Historycy komisji najstarszej polskiej uczelni badają krzywdy, ale głównie wśród beneficjentów systemu, pomijając ofiary systemu, także tych, którzy mają status pokrzywdzonego! Oryginalna metodyka – nieprawdaż? I nikogo to nie razi.

W dziele historyków przygotowanym przez samych profesorów historii na 600- lecie UJ – ” Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego” nie zauważono nawet, że w Polsce, nie tak jeszcze dawno, był stan wojenny. Nie jest to wyjątek, bo stosowana metodologia badań historycznych prowadzi do tego, że historie uczelni polskich zwykle doprowadzane są do roku 1968 r. a potem – przeskok do roku 1989, może z kilkoma ogólnikowymi zdaniami o tym co było w międzyczasie.

Podobnie historycy polemizując z kolejnymi projektami reform w nauce, przypominają jakie szkody w nauce wyrządziły ‚reformy’ roku 1968, całkiem zapominając o ‚reformach’ lat 80-tych.

Taka jest metodologia badań i taki poziom niezawisłości od faktów wśród nadal Pełniących Obowiązki Profesorów.

Wielka czystka w nauce

‚Reformy’ lat 80-tych poskutkowały wielką czystką kadrową w nauce, ale także, jak obecnie widzimy, wielką czystką pamięci środowiska akademickiego. Wyrejestrowano wówczas z systemu nauki tysiące młodych, nonkonformistycznych pracowników akademickich, o zbyt dobrej pamięci i zbytnio aktywnych. Na nich skupiała uwagę i PZPR, i SB, jako na głównych ich wrogach i przeciwnikach systemu, negatywnie wpływających na młodzież akademicką.

O tym można bez trudu przeczytać w archiwach pozauczelnianych (materiały PZPR w Archiwach Akt Nowych, czy materiały SB w archiwach IPN), ale na uczelniach informacje dotyczące tego okresu są na ogół niedostępne. Nieco można znaleźć w internecie.

Uczelnie autonomicznie bronią natomiast dostępu do informacji publicznej, zamienianej w informację sekretną, lub jej brak, powołując się dla jej utajniania np. na ustawodawstwo stanu wojennego, którego istnienia nie zawsze potrafili uchwycić w historiach uczelnianych!

W ciągu ostatnich 20 lat, w mediach słyszymy często o luce pokoleniowej w nauce, ale nie ma odpowiedzi jak to się stało, że taka luka powstała.

Wielka czystka dokonana wśród nieposłusznej kadry akademickiej w latach 80-tych stanowi główny powód tej luki. Beneficjenci tej czystki nie byli w stanie z przyczyn intelektualnych, ani nawet nie mieli zamiaru z przyczyn ekonomicznych, luki ograniczyć.

Z powodu braków kadrowych akademiccy beneficjenci PRL, byli i nadal są produktem poszukiwanym na kwitnącym rynku edukacyjnym i mają zapewnione i po kilka etatów. Po co zatem mają likwidować to co im przynosi profity?

Wielu historyków zastanawia się nad przyczynami okresowej klęski ZSRR po napaści Hitlera 22 czerwca 1941 r. Różne są interpretacje, ale jedną z przyczyn jest luka kadrowa wojskowych po przeprowadzeniu przez Stalina wielkiej czystki w końcu lat 30-tych. Czystka miała miejsce głównie wśród kadry dowódczej i lukę można było szybko uzupełnić i wzmocnić potencjał wojenny.

Czystka w nauce lat 80-tych przeprowadzona na ogromną skalę dotyczyła głównie młodszych, więc spowodowała lukę pokoleniową, trudniejszą do szybkiego wypełnienia i do wzmocnienia potencjału intelektualnego.

Nowe kadry, stare problemy

Po 20 latach mamy już nowe pokolenie w nauce, uformowane przynajmniej na szczeblu szkolnictwa wyższego, już po tzw. transformacji. Winno być inaczej niż w PRL, bo jak zwykle słyszymy – potrzebna jest zmiana pokoleniowa aby coś się mogło zmienić. Pokolenie już nowe – problemy nadal stare.

Otwarto szeroko granice, ale naukę polską poza granicami jakoś słabo widać, oczywiście z wyjątkami, ale te zawsze były, także w czasach PRL. Wiele tych wyjątków, jak nieraz słyszymy, zawdzięczało swą wyjątkowość PZPR, czy SB – ale nie wszyscy.

Blokada rozwoju młodych, strach przed konkurencją, powoduje, że starsze kadry jakby przejęły rolę dawniej pełnioną przez stróży porządku socjalistycznego.

W 1946 r. politruk Włodzimierz Sokorski, który z braku nowej kadry naukowej, po przełamaniu frontu wojennego, rzucony został na front nauki, jasno mówił o zarządzaniu nauką przez scentralizowaną habilitację. Trzeba było znaleźć sposób na uformowanie posłusznych.

I tak zarządzano, nawet dość skutecznie, a nowe środowisko tak się przyzwyczaiło do takiego zarządzania, że o zmianach na wzór zachodni nawet nie chce słyszeć do dnia dzisiejszego.

Rzec by można: Jak nas partyjniacy ustawili, tak chcemy stać i innych ustawiać!

I tak ustawiają, może z pewnymi modyfikacjami – ale jednak skutecznie, o czym mogliśmy się przekonać i w ciągu ostatnich miesiącach.

Jak dr Jarosław Pająk podniósł publicznie dokonanie plagiatu przez rektora Akademii Medycznej, zaraz przy próbie habilitacji został osadzony na miejscu. Dzięki roztargnieniu prof. Krzysztofa Drewsa, który napisał mu dwie przeciwstawne recenzje – jedną chwalebną, drugą dyskwalifikującą, przynajmniej wiadomo jak w praktyce wygląda ‚ocena’ prac naukowych. A to tylko wierzchołek góry lodowej, który dotąd był znany tylko w kuluarach.

Dr Marka Migalskiego, niewłaściwie dla środowiska akademickiego ukierunkowanego politycznie, nie dopuszczono nawet do otwarcia przewodu habilitacyjnego. Nieco szczęścia ma prof. Andrzej Nowak, że jego ‚odchylenia’ wykryto już po habilitacji, więc tylko spotyka się z ostracyzmem.

Nie ma już wiodącej PZPR, ani SB, ale niemerytoryczne – uwarunkowane politycznie, (nie)etycznie – oceny, awanse, degradacje, nominacje – pozostały.

A co na to środowisko ? Rzadko reaguje. Nie na darmo wyselekcjonowano je spośród posłusznych, aby się teraz buntowało! Jak się głowę schowa do piasku, to z ‚podręczną strusiówką’ można do emerytury przetrwać.

Mamy wolność, ale przed wypowiedzią, po wypowiedzi – nie do końca. Nikt nie wierzy w merytoryczną ocenę jego dokonań naukowych, więc lepiej siedzieć cicho. Wiadomo, że wartość dorobku z dnia na dzień może się drastycznie zmienić. To co było znakomite, może się okazać niedorzeczne, jeśli naukowiec okaże się niepoprawny w swych dociekaniach, w promocjach, petycjach.

Urzędu cenzury co prawda już nie ma, ale cenzura, w tym autocenzura, ma się zupełnie dobrze. Szczególnie wysoko są cenieni ci, którzy potrafią sami z niej korzystać.

Uczelnie mają zagwarantowaną autonomię do zakładania sobie kagańców i z tej autonomii nieraz korzystają. Jak sobie same kaganiec założą, nie muszą się obawiać o finanse, dotacje, nominacje, akceptacje.

Jak widać w nauce polskiej w 20 lat po transformacji – bez zmian. Może mówienie o transformacji nie do końca jest zasadne, skoro wiele zmieniono tak, aby pozostało po staremu?

Józef Wieczorek

Opcja na prawo,  Nr 7-8/91-92, lipiec – sierpień 2009, str. 52

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA 

(okres założycielski )

 

Niezależne Forum Akademickie pojawiło się w cyberprzestrzeni 4 lata temu  (oficjalnie 15 grudnia 200 4 r.) i od samego początku, a nawet przed początkiem, było obiektem rozpracowania operacyjnego, podejmowanego przez wiele chyba niezależnych ośrodków zaniepokojonych powstawaniem czegoś niezależnego, co w zależnym, zhierarchizowanym świecie akademickim nie miało prawa powstać.

Ciekawe, że po studiach różnych  materiałów SB i PZPR jakoś nasuwa sie skojarzenie  analogii  działań wobec NFA,  i tych, jakie były podejmowane od początku PRLu ( nawet wcześniej) przez odpowiednie służby dla zniewolenia myśli akademickiej.

Co to znaczy ? SB i PZPR przecież już nie ma. Tak, ale metody pozostały jako trwała spuścizna totalitaryzmu, silnie zadomowiona w sercach i umysłach świata akademickiego, który w demokratycznej większości bynajmniej nie widzi nic zdrożnego w działaniach SB czy PZPR, a widzi wiele zdrożnego w ujawnianiu tych działań. Ciekawe dlaczego ? Czyżby ujawnianie tych działań działało jak lustro, w którym środowisko nie chce się przejrzeć ?

Zanim powstało NFA funkcjonował PCN a wcześniej jeszczeWitryna Obywatelska Józefa Wieczorka ,  gdzie zamieszczane były teksty niepoprawne i budzące zainteresowanie środowiska, które doprowadziło do integracji niezadowolonych z obecnego stanu nauki i szkolnictwa wyższego.

W końcu podjęta została próba sformalizowania działalności. Na PCN pojawiło się ogłoszenie o woli powołania stowarzyszenia, które by formalnie działało na rzecz nauki i edukacji. Media się tym zainteresowały i nawet idee integracji rozpowszechniły, ale kiedy ogłoszenie ukazało się na forum znanej ze swej wybiórczości gazety, tumult się zrobił,   bo jakby strach wielu ogarnął tym do czego niezadowolenie może doprowadzić.

Do ataku ruszył niejaki „agaj” dyskredytując prowodyra stowarzyszenia jako osobę niewłaściwą, co nie było niczym nowym. Rzecz w tym, że w wolnym świecie każdy obywatel może założyć stowarzyszenie, jeśli tylko znajdzie nieco zwolenników i cel należyty. W świecie totalitarnym jest inaczej i to przyzwyczajenie chyba zadecydowało . „Agaj”, nie ujawniając jak i inni, swej twarzy i kręgosłupa, przedstawiał się jako naukowiec pierwszej wody (jak niemal wszyscy anonimowcy forumowi), obecnie zaoceaniczny, ztenure, a więc kompetentny do wyznaczania kto co może robić, a kto nie może. Zdaje się zarządzanie cyberprzestrzenią było jego specjalnością co innym nickom internetowym bardzo się podobało. Zwykle zniewoleni czekają tylko na swojego wodza.

Pojawianie się przywódcy ośmieliło nieśmiałych, którzy rozpoczęli protestować przeciwko ujawnianiu się osoby, która jawnie chce robić to o czym inni tylko szepcą na ucho. Twierdzili, że ktoś po ich grzbietach chce się wspinać, a oni z taką odwagą i poświęceniem chowają głowy w piasek. Czemu taki jeden tego nie zrobi ? Tchórz jeden ! Czemu chce nosić głowę wyprostowaną ?.

Ten akt niezadowolenia społeczeństwa akademickiego (noszącego jednak cechy społeczeństwa Ików) ostatecznie sam się wyciszył ( piasek z podręcznych strusiówek chyba usta i uszy wypełnił ?). Jako przykład mobbingu internetowego (cyberbulling) został później opisany na NFA, aby pokazać jak w cyberprzestrzeni najwięksi nawet tchórze anonimowo kopią ujawnionych, aby wykazać wyższość własnej nicości.

Po zebraniu na liście mailingowej ok. 50 osób można było już coś działać, rejestrować, publikować, protestować, rzecz w tym, że nawet ci ‚mailingowcy’ tak do końca ujawniać się nie chcieli, zebrać się nie potrafili, a co bardziej sprawni operacyjnie zabrali się za dezintegrację,  w czym największe osiągnięcia miał wybitny australijski troll i miłośnik Marksa. 

Okazało się, że ze stowarzyszenia nic nie wyjdzie, część się wycofała z listy i było jasne, że tak dalej działać się nie da. Trzeba było stworzyć platformę dla lepszej komunikacji i pozytywnej integracji,  co też nastąpiło w grudniu Roku Pańskiego 2004,  kiedy w cyberprzestrzeni powstała  platforma NFA, którą zarejestrowałem i o czym poinformowałem media i gremia akademickie.

Długo na reakcje nie trzeba było czekać.

Od razu zaprotestowało szefostwo Forum Akademickiego (tego zależnego FA). Tak być nie może,  aby ktoś do FA dodał N, i to na początku ! – argumentowano. Skończyło się jak widać, ale na prowodyra utworzono od tego momentu  zapis i na piśmie jego imię nie może się pojawić w zależnym FA, bo by wpływało negatywnie na zależnych.

Ciekawe,  bo dawniej takie metody wiązano z urzędem cenzury, a ten już nie istnieje. Cenzura jednak przetrwała wszelkie zawirowania historyczne i polityczne.

Nie wszyscy jednak kojarzą, że z momentem pojawienia się NFA w cyberprzestrzeni jest ściśle skorelowane w czasie pojawienie się forum dyskusyjnego i możliwości komentowania tekstów na FA , którego redakcję przez lata nie można było namówić aby tak się działo.

Dopiero chyba strach, przez utratą jakiejkolwiek wiarygodności po powstaniu NFA,  zmobilizował niemobilną redakcję FA do natychmiastowej riposty.

Jak widać od samego początku NFA miało pozytywny wpływ na kształt przestrzeni akademickiej, ale rzecz jasna nikt tego otwarcie nie przyzna, a wręcz odwrotnie.

Niedługo potem zbliżały się święta Bożego Narodzenia i nastał czas jasełek, ale o tym w kolejnym odcinku

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=556

2008-12-16 

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA 

(okres jasełek)

 

Po rozesłaniu informacji o zajęciu skrawka cyberprzestrzeni przez Niezależne Forum Akademickie można się było spodziewać wzrostu zainteresowania portalem. Wcześniej wejść nie było zbyt wiele, bo i internet nie był tak powszechny,  a i formuła PCN nie była optymalna.(okres założycielski)

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia zwykle kojarzone  przez istoty ery przed-internetowej z okresem jasełek. 

Jasełka istotnie nadchodziły również. Drugiego dnia Świąt okazyjnie zajrzałem do poczty i tu e-mail od (nie)znajomego dziennikarza ( znajomy z internetu), że napisał do Gazety Wyborczej w mojej obronie. Nie wiedziałem o co chodzi, bo GW nie przeglądałem. Okazało się, że w wigilię Wigilii nastąpił atak Heroda zaniepokojonego rodzeniem się niezależnej myśli akademickiej.

Herod stał na czele uczelni, która mnie wychowała, zapewne zaniepokoił się, że też ponosi współodpowiedzialność. W jakiejś formie mnie wyróżnił spośród innych, więc to był sygnał, że NFA jest poważną stroną. Na muchę wystarczy klapka, a tu armata dużego kalibru. Widocznie strach miał wielkie oczy i zobaczył co najmniej niedźwiedzia.

Odpowiedziałem na atak – tekstem..Jasne, że w organie (rzekomo)walczącym o demokrację i wolność słowa niewygodne słowo się knebluje, a niewygodnych wdeptuje się w błoto. 
Rada Etyki Mediów wypowiedziała się po mojej stronie, ale nadredaktor , wybitny manipulator i człowiek złej woli, jak mówił Herbert, miał to gdzieś. Nic nie poszło drukiem, a tekst Heroda zdjęto czym prędzej ze strony, jak zaczęło śmierdzieć w cyberprzestrzeni.

Czułem tu sprawę w kontekście i nie pomyliłem się, że chodzi tu o dobrze przygotowane działania operacyjne dla zdyskredytowania założyciela NFA.

W działaniach rzecz jasna brały udział najwyższe władze najstarszej polskiej uczelni, która nie była w stanie mnie wychować, a na której wychowałem niemały zastęp młodych ludzi.

Jasne, że miecz został przekazany Herodowi, a ślady skrupulatnie pozacierano. No cóż, robili to fachowcy ( nie tacy jak w esbecji !) , którzy nie muszą się zresztą obawiać naszego, równie fachowego wymiaru (nie)sprawiedliwości.

Nawet się nie spodziewałem, że moją (nie)skromną osobą już w listopadzie zajmował się senat UJ, bo to czym się zajmował nie pochwalił się . Jak zwykle. Miecz został odlany, dobrze zahartowany, ale wręczony Herodowi, aby ciosem w plecy, a najlepiej poprzez ścięcie głowy – rozwiązać problem.

Sfabrykowano podkładkę, że destabilizuję polskie środowisko akademickie, co w gruncie rzeczy było szczególnym wyróżnieniem. Wcześniej destabilizowałem co najwyżej zakład, potem instytut, a w końcu całą uczelnię, dla której stanowiłem zagrożenie jeszcze w okresie komunistycznym, jak mi oznajmił rektor-elekt , trzęsąc portkami przed tym co go może spotkać jak ja zostanę na uczelni. Pozbył się mnie realizując politykę partii i esbecji, ale nie do końca. Trzeba odradzającemu potworowi akademickiemu, jak mnie postrzegano. odrąbać głowę!

Cios padł – głowa pozostała, i to podniesiona ! Ale zadający ciosy chyba trochę się zachwiali. Sąd jednak przyszedł z pomocą. Uznał, że ja się mogę bronić bo mam stronę internetową.

Zapewne uznał, że jak ja coś napiszę to tak jest co każdy widzi i żadna obrona sądowa nie jest tu potrzebna. Co innego z organem nadredaktora. Nie uznał, że ten organ ma cokolwiek napisać, czy to mojego, czy swojego. Któż bowiem o zdrowych zmysłach na serio weźmie to co w GW jest napisane !

Więc stanęło na tym – jak stoi. NFA nie ma tyle szmalu co Agora więc dalsze sądzenie się nie ma sensu, ale wykładnia sądowa moim zdaniem całkiem wyłożyła to jak jest naprawdę i co jest chlubą NFA .

Ja piszę prawdę, a GW – nie !

I  tak by można te jasełka zakończyć, chociaż trzeba pamiętać, że prawda nie zawsze wygrywa. Raczej nader rzadko.

Tym razem wygrała, chociaż z NFA wsparcia nie dostałem, bo ja nie jestem jakiś Wolszczan, czy Kus, których bronią całe zastępy .

Ja jak się nie obronię sam, to nikt mnie nie obroni, a jest niemal pewne, że raczej przyłoży lepiej i precyzyjniej niż sam Herod.

Miłych Jasełek życzy Herodom i ich pretorianom oraz halabardnikom życzy – nadal przy klawiaturze w 4 czwartą rocznicę  NFA 

Założyciel i redaktor NFA

Józef Wieczorek

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=557

2008-12-19 

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

(okres ustawiania ustawy)

Rok 2005 to był rok ustawiania ustawy o szkolnictwie wyższym. W ramach walki o autonomie uczelni, rektorzy w poprzednim roku poszli do prezydenta-choć nie magistra, aby im ustawił tak ustawę, aby im było dobrze. Oczywiście chodziło o to, aby autonomia uczelnie nie była naruszana, bo podporządkowywanie się politykowi a ignorowanie środowiska akademickiego zapewnia właśnie zachowanie autonomii uczelni – nieprawdaż ? ! Prawdaż, prawdaż. Wola prezydenta jest wolą ludu mu podległego, więc autonomia jest zapewniona i żaden wichrzyciel tego nie może naruszać. Rzecz w tym, że od samego początku NFA ‚wichrzyło’ w sprawie ustawy, i to nie tylko na platformie www.nfa.pl

Jak ukazała się Europejska Karta Naukowca zaraz opracowaliśmy Stanowisko NIEZALEŻNEGO FORUM AKADEMICKIEGO w sprawie projektu ustawy ‚Prawo o szkolnictwie wyższym’ w świetle ‚Europejskiej Karty Naukowca i Kodeksu Postępowania przy Zatrudnianiu Naukowców http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=73

które podpisało aż 9 osób ! Opozycja jak się patrzy, zważywszy, że były to osoby albo ‚zagraniczne’, albo ‚wykluczone’, czy to przez wiek,  czy przez środowisko. Ale sygnał był i go przekazałem w setkach e-maili do decydentów ! narażając się oczywiście na działania antyspamerskie, bo przecież oddolne działania obywatelskie nie są u nas przewidywane przez żaden system, nawet system cyberprzestrzeni, która jest w stanie pomieścić wiele, ale na opozycję ma swoje filtry.

Oczywiście wśród zwolenników integracji europejskiej nie było zwolennika zastosowania zaleceń europejskich, który by naruszały dotychczasowe zdobycze środowiska w ramach naruszania autonomii, uzyskane przez decydentów jakoś działających w symbiozie z władzami totalitarnego państwa.

Potem jeszcze rozprzestrzeniałem sprawę mediatora, którą postulowałem do rozpatrzenia, jeszcze przed ukazaniem się EKN http://www.mobbing-jwieczorek.ans.pl/mediator.htm

To zostało zauważone i podjęte nawet w komisji sejmowej, ale bez echa i konsekwencji.

Echem się odbiła natomiast sprawa lustracji –  Stanowisko Niezależnego Forum Akademickiego w sprawie lustracji środowiska akademickiego http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=63 popisane aż przez 7 osób .

Też była sprawa w sejmie i mowa o takich środowiskach, które chcą lustrować to co w lustrze nie powinno być widoczne. Antylustratorzy (niektórzy w randze TW) kpili sobie z posłów, że ci pomylili sobie ustawy i że takie zapisy mają być w ustawie lustracyjnej, a nie w ustawie o szkołach wyższych. To był ‚piękny’ argument, bo jak za 2 lata na forum publicznym została postawiona ustawa lustracyjna, wówczas ci sami twierdzili, że jest ona do bani, bo nie da się zastosować na uczelniach, które obowiązuje ustawa o szkolnictwie wyższym, gdzie o lustracji ani słowa !

Jakoś sobie nie przypominam, aby ktoś oprócz mnie, ta haniebną hipokryzję nagłaśniał.

Fakt, że ustawa prezydencko-rektorska ostatnim rzutem na taśmę upadającego Sejmu została uchwalona i bubel ten obowiązuje do dnia dzisiejszego.

Jasne jest, że kilkuosobowa, jawna opozycja, w dodatku nieformalna. nie może wiele zdziałać, poza nagłaśnianiem tego czego większość nie chce słuchać.

Ale zainteresowanie NFA rosło. Liczba subskrybentów przekroczyła szybko 100, a ilość wizyt 100 tysięcy, więc trzeba było ten stan jakoś sformalizować i spróbować zyskać większą siłę przebicia.

Walenie głową w mur winno być szkodliwie dla muru, a nie dla głowy !

————-

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

 
(okres założycielski )
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=556

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

 

 

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=566

2009-01-02

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA 

(okres fundacyjny)

Jasne było od początku, że trzeba działać oficjalnie, aby niezależny głos akademicki się więcej liczył. Portal już był, była zatem platforma do działania, ale stowarzyszenie było tylko wirtualne, a nie realne i nie było jakoś nadziei aby coś się zmieniło. Co prawda w mediach występowaliśmy jako stowarzyszenie ( w stadium powstawania) ale trzeba było kiedyś powstać, a nie tylko powstawać w nieskończoność .

Postulowałem aby zrobić fundację co jest łatwiejsze do realizacji niż stowarzyszenie. Namawiałem do tego amerykańskich członków grupy. Niestety chęci nie było, a u mnie nie było funduszy, no i jakiegoś wsparcia personalnego. Ostatecznie zdecydowałem się na wersje minimalną dla spełnienia wymogów formalnych do czego wystarczyły moje honoraria za kilka publikacji prasowych. Jednocześnie podjąłem próbę prowadzenia działalności wieloosobowej w strukturach zarządu i rady, co zostało wpisane do statutu. Oczywiście można było fundacją zarządzać np. w 2 osoby, tak jak to robi np. Adam Małysz z żoną, ale lepiej było wciągnąć dla dobra sprawy więcej osób.

Udało się kilka takich osób namówić, ale bez entuzjazmu. Podobnie było z redakcją portalu, gdzie trzeba było odwalać robotę w niemal 90% , przy wsparciu głównie technicznym, jednak bardzo potrzebnym. Najważniejsza osoba wśród wspierających mnie nie chciała się jednak ujawnić.

Ci, którzy mieli udział w budowie promilowy, później twierdzili, że to oni tyrają, a ja z tego korzystam ! Na całe szczęście w przypadku działalności internetowej jest dokumentacja działań i ich rezultatów, a więc sytuacja jest lepsza niż w przypadku np. uczelni, gdzie wykonywano podobne skoki na rezultaty pracy.

Rejestracja fundacji przeszła sprawnie, tak u notariusza, jak i w sądzie. Gorzej było z jej prowadzeniem, bo to sporo biurokracji, księgowania, sprawozdawania, oprócz tego co wymagało prowadzenie portalu. To jest robota na kilka osób, ale jak robota nie jest płatna, a jeszcze wymaga nakładów, to nikt nie chce robić a tylko kontrolować robiącego i jeszcze dezintegrować robotę, z czym od samego początku było problem.

Kilka osób pisało od czasu do czasu teksty na NFA, sporo dyskutowało na forum. Gorące tematy cieszyły się powodzeniem, a ilość internautów odwiedzających portal i ilość subskrybentów nowości portalu rosły dość szybko.

Serwis NFA umieszczony został na wielu stronach, na wszystkich kontynentach i jak wynikało ze statystyki odwiedzany był przez internautów z wielu krajów, z wielu uczelni i instytucji, tak krajowych, jak i zagranicznych.

Minister do NFA nastawiony był przychylnie, mimo że systemu nauki nie za bardzo chciał reformować. O wsparciu dla NFA nie było co jednak marzyć. Stawało się jasne, po wielu wysiłkach, że ze sponsoringiem nie będzie łatwo mimo rosnącego zainteresowania NFA.

No cóż . Sponsorzy lgną raczej do decydentów, a nie do dysydentów. Niezależność kosztuje !

Najbardziej we znaki dawały się problemy techniczne ze względu na ubóstwo fundacji niezdolnej do przejścia na bardziej wydajną, ale i bardziej kosztowną platformę.

Ciągły spam, ataki hakerskie, no i nokautowanie przeciwników przez dyskutantów, co prowadziło nawet do gróźb prokuratorskich, które by mogły doprowadzić do likwidacji NFA. Trudno to było opanować.

Tym niemniej po roku działalności fundacja miała swojej sukcesy, odbyto spotkania jawne na Politechnice Warszawskiej i przekazano kilka  wystąpień do decydentów. NFA stało się powszechnie znane w środowisku akademickim.

Postulaty zmian w systemie nauki podpisało 200 osób z różnych ośrodków, głównie jednak zagranicznych. Niestety w Polsce trudno znaleźć osoby, które by o zmiany odważyły się walczyć jawnie. Na ogół liczą, że ktoś to ma za nich zrobić, a oni mają tylko z tego korzystać. Takie jest konsumpcyjne nastawienie, jakże inne od tego z okresu Solidarności o czym nawet nie można pisać, bez narażania się na oskarżenia o ciągoty lustracyjne. 

————–

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

 
(okres założycielski )
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=556

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

 
(okres jasełek)
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=557

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

(okres ustawiania ustawy)

 

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=567

2009-01-09

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA 

(okres lustracyjny)

Józef Wieczorek

Do historii polskiego życia akademickiego przejdzie niewątpliwie okres walki z próbami rozliczenia się z okresem PRL, przynajmniej na gruncie zlustrowania beneficjentów tego systemu. Jak można się było spodziewać, przeciwko temu społeczność akademicka się zbuntowała i tylko nieliczne grupy głosiły potrzebę lustracji. Również na NFA taka potrzeba była artykułowana, co spotykało się oczywiście z dezaprobatą i protestami.

No cóż, środowisko akademickie jest u nas podzielone i mówi jednym głosem jedynie w sprawach finansowych . Tam gdzie chodzi o przyzwoitość to podziały są wyraźne . To co dla jednych jest przyzwoite, dla innych jest niedopuszczalne. Generalnie przyzwoitość nie jest dobrze widziana w tym środowisku, bo narusza jego autonomiczny błogostan.

Krzyk antylustracyjny był silny, a argumenty też poważne, bo niby jak tu lustrować skoro nie ma takiego zapisu w ustawie o szkolnictwie wyższym ? Rzecz w tym, że argumentowali tak ci sami, którzy w okresie tworzenia ustawy o szkolnictwie wyższym w 2005 r. krzyczeli przeciwko zapisom lustracyjnych, argumentując że to posłowie sobie ustawy pomylili ! Lustrowanie winno być w ustawie lustracyjnej, a nie w ustawie o szkolnictwie wyższym. Po 2 latach to nieumieszczenie lustracji w ustawie akademickiej było bardzo przydatne do buntu antylustracyjnego.

Jak na NFA sprawy lustracyjne zostały podniesione wielu antylustratorów zbuntowało się przeciwko NFA, a szalę goryczy przelało zaproszenie prezesa NFA do Pałacu, gdzie Prezydent kraju chciał się spotkać ze śmiałkami prolustracyjnymi.

Na NFA argumentowano czemu kogoś takiego się zaprasza, czemu taki jeden jest zauważony, czemu się pcha na salony, kiedy tylu dostojnych mieszkańców podręcznych strusiówek działa na NFA.

Sam fakt, że prezydent nie dał ogłoszenia typu „Wszystkie nicki enefowskie przybywajcie do mnie !” a tylko po imieniu i nazwisku, na jawny adres się zwrócił – to dał plamę. Nie ma co !

Widać dlaczego tak prezydent nie jest lubiany w znacznej części środowiska akademickiego, szczególnie tej, która swój żywot spędza z głową w piasku i ma pretensje jak inni tego nie doceniają. Niezapraszanie anonimowych herosów walki o reformy w nauce i edukacji – to obciach ! Kancelaria winna przecież wiedzieć, kto tak naprawdę stworzył NFA , kto tym zarządza, dzięki komu to się trzyma i kto tyra aby to wyglądało jak wygląda, kto jest kto, a nawet kto kim nie jest. W szczególności winna wiedzieć kto jest takim, czy innym nickiem i go zapraszać w dowód uznania jego nickowatości.

Ta gorycz rozlała się także na niektórych członków strukturalnych NFA, którzy co prawda struktury . NFA nie za bardzo chcieli budować, ale przecież figurować – figurowali. Były głosy, że wielu wchodzi na NFA tylko po to aby obejrzeć, że ci tam figurują i aby zakrzyknąć’Mordo ty moja’ i nic więcej. Bez nich NFA nie ma sensu istnienia. Doprawdy takie głosy były.

Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło i z częścią budowniczych struktur destrukcyjnych, istną V kolumną NFA, z zadowoleniem trzeba się było rozstać.

Mimo apeli o tworzenie alternatywnych sposobów zaspokajania swoich frustracji, dewiacji, alienacji, na portalu nadal prowadzono działania destrukcyjne i dezintegracyjne, aż do całkowitego wyłączenia portalu na niemal trzy miesiące.

Fakt, że byłem bliski tego, aby to w końcu rzucić, bo co prawda takie działania znałem z ‚realu’ akademickiego, ale tworzenie specjalnej platformy do (samo)destrukcji nie było moim celem.

W końcu zadania NFA od początku zostały jasno określone i realizowane w miarę możliwości.

Mimo braku chętnych do jawnej i wytężonej pracy, zarówno redakcyjnej (wiele apeli bez odzewu !) jak i ‚projektowej’,  portal działał już ponad 2 lata i cieszył się uznaniem wielu, także na samej ‚górze’.

Realizowany był też projekt analizy Europejskiej Karty Naukowca, co oczywiście również spotkało się z oburzeniem tych co w przedsięwzięciu – mimo apeli – nie zamierzali brać udziału.

Sam fakt, że coś mimo tumiwisizmu jednych, jest jednak realizowane – jak zwykle uznano za skandal. Za szczególne odstępstwo od akceptowanych w środowisku reguł uznano zamieszczanie na portalu tekstów, które sam napisałem ! Niestety  NFA nie miało funduszy na budowę kliniki. o czym lojalnie informowałem niedoszłych pacjentów.  

Obraz na NFA (przez zniknięciem NFA z cyberprzestrzeni) nie był jednak pełny, bo jednocześnie otrzymywałem listy z gratulacjami, z życzeniami – ‚tak trzymać’, żeby tu nie wymieniać tych z komplementami i podziwami.

Mimo okresowego sukcesu destruktorów należało NFA uratować dla sporej grupy środowiska akademickiego, dla którego mimo wszystko NFA stanowiło już istotną wartość.

Po niemal 3 miesięcznej przerwie, mimo strat w zawartości i funkcjonalności NFA ruszyło ponownie. 

[tekst pisany przed kolejnym świętem Konstytucji 3 Maja, bo jakoś pokazuje u Polaków (także akademickich) stałość tendencji destrukcyjnych wobec każdej próby konstrukcji. U beneficjentów akademickich PRL ta tendencja jakby została podniesiona do n-tej potegi]


 

Józef Wieczorek

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA 

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

(okres ustawiania ustawy)

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=566

 Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

(okres fundacyjny)

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=567

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=593

2009-05-02

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA –  

(okres budowy strefy NFA – Strefy Wolnej Myśli Akademickiej) 

Mimo zintegrowanych wysiłków, NFA nie udało się wyeliminować z cyberprzestrzeni.


 

Pokiereszowany portal (bez niektórych tekstów i funkcji) został zainstalowany na przyjaznym serwerze, a doświadczenia dały wiele do myślenia. Trzeba być zabezpieczonym na dalsze ataki i integrowanie się populacji akademickich przeciw wolności niewygodnego słowa. Każdy mógł zaobserwować, że tylko narastająca nienawiść i zawiść jest w stanie doprowadzić do integracji środowiska.( na rzecz niszczenia obiektu swej nienawiści i zawiści) . Integracja pozytywna środowiska akademickiego to marzenie ‚ściętej głowy’. Zintegrować pozytywnie to się może środowisko moherowe, ale nie akademickie.

Reakcją na działania negatywne (dezintegrujące) mogły być jedynie działania pozytywne – zgodne ze statutem NFA – działania na rzecz zajęcia większej części cyberprzestrzeni, którą nie tak łatwo będzie zakneblować.

W gruncie rzeczy jest to reakcja np. dla mnie jak najbardziej naturalna i udokomentowana.  Zintegrowane działania najwyższych czynników akademickich i wykluczenie mnie ze środowiska akademickiego i finansowania, bynajmniej nie spowodowały zniknięcia ze sceny akademickiej, ale zaowocowały wzmożoną jak zwykle aktywnością i jak łatwo się przekonać, po odejściu z jednostek z nazwy naukowych i finansowanych z kieszeni podatnika, mój dorobek publikacyjny znacznie wzrósł !

Po prostu, jako niezależny badacz nie byłem co prawda finansowany, ale możliwość zniszczenia mojej działalności została drastycznie ograniczona. Rezultat – wzrost dorobku naukowego ! Fakt, że tylko okresowo, bo przecież bez pieniędzy długo nie da się ciągnąć. Tym niemniej zwiększenie wydajności pracy związane z faktem wydostania się poza zasięg akademickich maczug dalekiego zasięgu – był oczywisty.

Prosty wniosek – kiepski stan nauki w Poslce jest rezultatem nie tyle słabego finansowania jednostek z nazwy naukowych, ale jest rezultatem przeznaczania tych finansów, księgowanych po stronie wydatków na naukę, na niszczenie ludzi nauki i ich warsztatów pracy.

Tym samym przy obecnym systemie zwiększenie finansowania wcale nie musi przynosić wzrostu poziomu naukowego, a wręcz przeciwnie – może spowodować bardziej dokładne zniszczenie niewygodnych ( z jakiegoś powodu) naukowców i ich warsztatów pracy.

Zatem wzrost finansowania musi dotyczyć jedynie działalności pozytywnej na rzecz nauki.

Jaki jest szeroki zasięg takich destrukcyjnych działań – wykazała także historia NFA rejestrująca życie akademickie bez cenzury – w pełnej krasie. Oczywiste było zatem powtórzenie w cyberprzestrzeni sytuacji dobrze mi znanej z realu.

Ucieczka do przodu, rozbudowa platformy NFA w całą strefę NFA – Strefę Wolnej Myśli Akademickiej – zabezpieczyła nie tylko platformę- Matkę NFA , ale zwiększyła zasięg oddziaływania na środowisko akademickie. Kapitał NFA pozostał humorystyczny. ale rezultaty – wzrosły.

Platforma-matka NFA http://www.nfa.pl/ wydała na świat cybernetyczny, kilkoro już dzieci, które rosną zdrowo i cało, zwiększając zainteresowanie NFA.

Do tej pory powstały:

Niezależne Forum Akademickie – Media pod lupą NFA http://nfajw.wordpress.com/

Niezależne Forum Akademickie – Patologie http://nfapat.wordpress.com/

Niezależne Forum Akademickie – Who is who http://nfawww.wordpress.com/

Lustracja i weryfikacja naukowców PRL http://lustronauki.wordpress.com/

Mediator Akademicki kontra Mobbing http://nfamob.wordpress.com/

Blog akademickiego nonkonformisty http://blogjw.wordpress.com/


i niektóre dzieci już przerosły już matkę, bo strony medialna i lustracyjna notują na ogół więcej wejść dziennie niż platforma podstawowa.

Co prawda działania operacyjne nie całkiem ustały, ale nie są już tak skuteczne.Zainstalowany w cyberprzestrzeni zintegrowany system obrony wolnej myśli akademickiej nie tak łatwo zlikwidować. Kagańca nie da się założyć, a mur obojętności wobec działań dezintegrujących powoduje, że ‚integryści z nienawiści’ co najwyżej sobie głowy rozbijają, o ile zdecydują się na wyciąganie ich z podręcznych strusiówek.

Jest też jasne, kto NFA tworzył i go rozwijał, a kto niszczył lub pasożytował.Niektórzy głosili się budowaniczymi NFA bo jak wpisywali adres www.nfa.pl – niczym ‚Sezamie otwórz się !’ otwierała się strona w ciągle nowej szacie, co uwazali za produkt ich geniuszu akademickiego. Innymi słowy część ‚forumowiczów’ uważała, że dysponuje jakąś vis vitalis, którą formują NFA, podobnie jak przed kilku wiekami sądzono, że jakaś siła plastyczna – vis vitalis– powodowała tworzenie skamieniałości.

Podobnie jak ze skamieniałościami, tak i z NFA, okazało się, że były to poglądy błędne.

Zastanawiajace jest jednak długotrwałe utrzymywanie się prymitywizmu intelektualnego, mimo w tysiącach procentów liczonego wzrostu formalnego wykształcenia. 

NFA nie powstało z nienawiści, czy zawiści. NFA powstało jako odpowiedź na kneblowanie wolnej myśli, jako przestrzeń działania na rzecz pozytywnych zmian w systemie nauki, otwarta na wszystkich, którzy kontruktywnie chcą na tej platformie działać. Niestety zniewolone przez lata środowisko akademickie nie za bardzo jest zdolne do konstruktywnej, jawnej, działalności.

Wiele różnych ‚forów’ akademickich w ciągu ostatnich lat pojawiło w cyberprzestrzeni i albo już zniknęły, albo gdzieś wegetują, bez większego znaczenia. Zamiast zrobić coś lepszego od NFA (skoro lepszego NFA nie chcą budować) inni koncentrują się tylko nad tym jakby to NFA rozwalić.

Fakt, przykład dali rektorzy, uznając założyciela NFA za osobnika destabilizującego poddane im środowisko akademickie. I ci, i ci, jednak okazali się nieudacznikami.

Projekt NFA mimo działań operacyjnych i dezintegracyjnych nadal jest realizowany i jest nadzieja, że nadal będzie się rozwijał. 

Od środowiska akademickiego zależy jak szybko i jak szeroko. Czy jednak wyselekcjonowane podczas czystek lat 80-tych ( i wcześniejszych) środowisko wykazujące nader wiele cech społeczeństwa Ików  jest w stanie działać otwarcie pro publico bono ? 

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA 

(okres założycielski )

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

(okres jasełek)

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

(okres ustawiania ustawy)

 Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA

(okres fundacyjny)

Działania operacyjne i dezintegracyjne wobec NFA 

(okres lustracyjny)

http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=594

2009-05-08

Karta nie dla polskich naukowców

Józef Wieczorek 

Karta nie dla polskich naukowców 

Projekt ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym , o który od dwóch lat toczą się boje w Sejmie i poza nim, powstaje na fali deklaracji o dostosowywaniu się do wymogów Unii Europejskiej w zakresie tworzenia wspólnej przestrzeni naukowej i edukacyjnej. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że ma być ono jedynie werbalne, bo nie widać dostosowania realnego. Komisja Europejska przyjęła 11 marca 2005 r. „Europejską kartę dla naukowców i kodeks postępowania przy zatrudnianiu naukowców” (European Charter for Researchers and a Code of Conduct for the Recruitment of Researchers) . Ma to ważne znaczenie dla tworzenia wspólnej unijnej przestrzeni badawczej i edukacyjnej.

Zalecany kodeks zasad 

Karta wprowadza wiele uregulowań dotyczących standardów, które powinny obowiązywać w sferze nauki i edukacji w Unii Europejskiej. Między innymi zaleca: • przejrzystość zasad przydziału funduszy na badania i jawność rezultatów badań, • stymulowanie odpowiednimi regulacjami prawnymi mobilności naukowców, która winna być doceniana przy zatrudnianiu i ocenie pracowników, • przejrzystość kryteriów i rezultatów oceny naukowców, • dostęp do procedur odwoławczych we wszystkich kwestiach związanych z zatrudnieniem i finansowaniem, • możliwość korzystania z pomocy niezależnego od władz mediatora akademickiego w rozwiązywaniu konfliktów, • rekrutację pracowników na podstawie otwartych konkursów przy zachowaniu zasady równego traktowania kandydatów.

Zmiany bez zmian 

W Sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży trwają natomiast gorączkowe prace nad prawem o szkolnictwie wyższym. Projekt ustawy, o którą walczą zwłaszcza rektorzy akademickich szkół wyższych, nie jest jednak zgodny z filozofią oraz zapisami europejskiej karty. W projekcie nie można znaleźć zapisów o koniecznej jawności dorobku naukowego ludzi nauki, którzy w większości pracują na uczelniach wyższych. Żadna z polskich instytucji nie jest zobowiązana prawem do gromadzenia i udostępniania danych na ten temat, mimo że zarówno nauczycieli akademickich, jak i uczelnie ocenia się m.in. według ich ‚siły naukowej’. Na czym ta ‚siła’ ma polegać, dokładnie nie wiadomo. Jak nie ma dostępnych wiarygodnych danych, to nie można w sposób zasadny określić, kto jest kompetentny a kto nie, nie można ocenić, która szkoła ma lepszych, a która gorszych naukowców. Wskaźnik liczby profesorów w tej materii niczego tak naprawdę nie mówi, gdyż wielu profesorów ma dorobek naukowy często mniejszy od zwykłych doktorów. Kryteria i rezultaty oceny nauczycieli akademickich i jednostek uczelnianych nie są u nas przejrzyste i projekt ustawy niczego w tej materii nie wyjaśnia. Rekrutacja nauczycieli akademickich odbywa się na podstawie fikcyjnych konkursów rozpisywanych na ogół pod konkretnego kandydata i tak ma pozostać po wprowadzeniu nowej ustawy. Polskie prawo preferuje stałość zatrudnienia, a mobilność naukowców, która winna być doceniana, jest dyskryminowana. Prawo dość skutecznie zniechęca naukowców polskich pracujących za granicami do powrotu. Często nie mają oni habilitacji, bo za granicą do pracy nie jest ona potrzebna, w przeciwieństwie do dużego dorobku naukowego. U nas jest całkiem na odwrót i tak ma pozostać.


Dokument bez echa

Mimo że dokument Komisji Europejskiej ogłoszony został przed niespełna miesiącem, panuje w tej materii cisza medialna. Nie widać omówień tego dokumentu w prasie na ogół szybko reagującej na nowości w zakresie prawa o szkolnictwie wyższym. Nie ma też informacji o unijnym dokumencie na stale aktualizowanych stronach Ministerstwa Edukacji i Sportu czy Ministerstwa Nauki i Informatyzacji. Jego uchwalenie nie wzbudziło w Polsce entuzjazmu, a raczej zakłopotanie. Czyżby dokument Komisji Europejskiej nie odnosił się do naukowców polskich, mimo że od niemal roku jesteśmy krajem unijnym? Jedynie na Niezależnym Forum Akademickim toczy się ożywiona dyskusja w sprawie dostosowania naszego prawa do standardów unijnych, bo istnieje uzasadniona obawa, że po wprowadzeniu nowej ustawy o szkolnictwie wyższym znajdziemy się na peryferiach UE. Projekt ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym należy dostosować do zasadnych wymogów dokumentu Komisji Europejskiej, inaczej środowisko akademickie znajdzie drogę zaskarżenia tego dokumentu do instytucji unijnych.

JÓZEF WIECZOREK
Autor jest redaktorem portalu Niezależne Forum Akademickie

opublikowano w :Rzeczpospolita 7.04.2005

Czy można się uchronić przed mobbingiem w pracy ?

Czy można się uchronić przed mobbingiem w pracy ? 

Relacje w pracy, czy to między  pracownikami, czy to między przełożonymi a podwładnymi, bywają chore. Często mają charakter szykan psychicznych zwanych mobbingiem lub molestowaniem moralnym. Mówi się nawet, że mobbing jest wszechobecny, a zatem uciec przed nim trudno, o ile to jest w ogóle możliwe. Niektórzy nietypowi pracownicy, czymś się wyróżniający spośród innych,  niewygodni dla przełożonych,  są chyba na mobbing skazani.

Zwykle ludzi nurtują pytania: Kto jest za mobbing odpowiedzialny ? Czy sam pracownik, który  z jakiegoś powodu podatny na mobbing ? Czy też pracodawca z punktu widzenia prawa pracy odpowiedzialny za tworzenie warunków pracy – takich, aby do mobbingu nie dochodziło ?

Najczęściej to pracodawca jest winny, choć rzadko tak sądy orzekają  i winni na ogół za to nie ponoszą odpowiedzialności. Pracodawca lub bezpośredni zwierzchnik pracownika należą do najczęstszych mobberów  –  mówimy wtedy o mobbingu pionowym, odgórnym. Natomiast mobbing oddolny, skierowany ku przełożonemu jest rzadki, chociaż i z takimi przypadkami się spotykamy. Przy ustalaniu winnego mamy jednak zwykle sytuację odwrotną tzn. polscy pracodawcy, przełożeni skarżą się, że to oni są szykanowani ze strony niezrównoważonych pracowników.  To byłaby sytuacja anomalna w skali światowej,  ale do tej pory naukowo nie jest udokumentowana. Rozstrzygnięcie jak jest naprawdę  nie jest jednak trudne. Wystarczy wystąpić z propozycją mediacji i wtedy przełożeni taką mediację odrzucają, gdy szykanowani  pracownicy – przyjmują. Bo zwykle jest tak, że to szykanowany realnie chce problem rozwiązać polubownie aby w  pracy jakoś przeżyć. Mobberowi na tym nie zależy, wręcz przeciwnie.

Z drugiej strony faktem jest, że pewni  pracownicy są szczególnie podatni na mobbing, bądź ze strony przełożonych, bądź ze strony kolegów ( mobbing horyzontalny). I można na  ich cechy osobowości zwalać winę. Ale czy zawsze to jest wina ? Czy zasadne jest kogoś winić za to, że jest zdolniejszy, bardziej wydajny, bardziej aktywny od swojego przełożonego, czy swoich kolegów, co jest bardzo  częstym powodem szykan jakie go spotykają ?  Niestety głównym powodem mobbingu  jest to, że ktoś się z szarej masy  czymś wyróżnia,  czego natura ludzka nie znosi,  i nigdy nie znosiła, o czym wystarczy się przekonać np. czytając Biblię.  Ludzka zawiść nie ma żadnych granic i  nie zawsze kończy się tylko na mobbingu. Ale i  mobbing wcale nie jest małą karą za wyróżnianie się z masy. Mobbing prowadzi do wykluczenia, do wyeliminowania ze społeczeństwa, z korporacji zawodowej, prowadzi do  utraty zdrowia uniemożliwiając pracę, a nawet to zakończenia egzystencji na tej ziemi.

Co więcej eliminowanie przeciwników na drodze mobbingu jest nie tylko skuteczne, ale jest jakby bardziej bezpieczne, bo udowodnienie odpowiedzialności za mobbing i jego skutki – trudne i niepewne. Stąd mobbing to bardzo ulubiona forma wykańczania niewygodnych.

Czy można zatem uchronić się przed mobbingiem w pracy ? W wielu przypadkach można, szczególnie jeśli nie jest się wcześniej rozpoznanym jako niewygodny i jeśli dołożymy starań aby w nowym miejscu pracy z masy się nie wyróżniać. To nie jest jednak proste bo każdy inteligentny musi zdawać sobie sprawę, że wcześniej czy później zostanie rozpoznany, zidentyfikowany jako realny czy wyimaginowany ( w gruncie rzeczy nie jest to takie istotne) obiekt zagrożenia. Drugie pytanie to – czy człowiek winien wyrzekać się swojego jestectwa, swoich zdolności, swojej aktywności, swojej twarzy, aby innych nie raziła ?  To jest droga donikąd . Od mobbingu można się w ten sposób na jakiś czas uchronić, ale czy  taką cenę warto ponosić ? Człowiek winien się rozwijać, przekazywać społeczeństwu to co ma najlepszego a nie bać się, że to innych może denerwować, mobilizować do szykan, do działań godzących w godność drugiego człowieka.

Takie warunki do rozwoju winno zapewnić człowiekowi, każdemu obywatelowi, normalne państwo poprzez swoje prawo,  poprzez organizację pracy, poprzez stosowane normy społeczne.

Niestety w państwie  na ogół człowiek jest osamotniony, bezsilny, wobec arogancji władzy,  swoich przełożonych,  wobec niezależnych od sprawiedliwości  i moralności sądów, wobec znieczulicy społecznej.

Warto przywołać tu encyklikę  DEUS CARITAS EST  Ojca Świętego Benedykta XVI

określającą  jakie państwo jest nam potrzebne  Nie państwo, które ustala i panuje nad wszystkim, jest tym, którego potrzebujemy, ale państwo, które dostrzeże i wesprze, w duchu pomocniczości, inicjatywy podejmowane przez różnorakie siły społeczne, łączące w sobie spontaniczność i bliskość z ludźmi potrzebującymi pomocy’ .

Niestety mimo oczywistych potrzeb takiego państwa jeszcze nie zbudowaliśmy. W Polsce na ogół słyszymy, że trzeba budować społeczeństwo obywatelskie, ale struktury obywatelskie tworzone oddolnie, także te które mają na celu zmiany systemowe zapobiegające m.in. mobbingowi raczej nie mogą liczyć na pomoc państwa.  Liczne fundusze pomocowe tak są skonstruowane, że trafiają zwykle do struktur zależnych od decydentów, a nie do struktur niezależnych, niewygodnych dla decydentów. Oddolne tworzenie społeczeństwa obywatelskiego raczej nie jest mile widziane.

Tak samo nie są mile widziane inicjatywy niewygodnych zmian prawnych, co można  udokumentować na przykładzie m.in. sprawy mediatora akademickiego.  W wielu krajach na uczelniach funkcjonuje instancja mediatora akademickiego, który ma na celu rozwiązywania różnych problemów, konfliktów  mających miejsce w środowisku akademickim. U nas taka instancja nie ma jak dotychczas szans na powstanie mimo zaleceń Komisji Europejskiej w tym względzie i oddolnych inicjatyw aby taką instancję wprowadzić.  Polskie ustawy skazują pracownika akademickiego ( i nie tylko akademickiego) na  drogę sądową, gdy droga mediacji, droga polubowna, jest dyskredytowana. Zamiast konflikty wygaszać, rozwiązywać je u źródła – wyraźnie się je  zaostrza.  Bo czy po nawet wygranym procesie pracownik ma szanse na przeżycie w swoim miejscu pracy ?  – a nawet w innym, skoro świat jest taki mały.

To poważna patologia naszego prawa, naszego państwa, w którym wyróżniający się obywatel musi liczyć się z nieprzyjaznymi dla niego działaniami i z osamotnieniem wobec problemów,  które przecież nie są tylko jego własnymi,  bo osłabiają całe społeczeństwo.

Nie ma jednak innej drogi jak tworzenie struktur obywatelskich dla obrony praw nękanych pracowników. Powstało już wiele stowarzyszeń antymobbingowych, których skuteczność działania nie jest wystarczająca, ale przynajmniej osoby mobbingowane mają szanse aby się do kogoś zwrócić o poradę. Najgorzej być samemu w takich sytuacjach. Nawet telefoniczna rozmowa z osobą znającą problemy osób mobbingowanych może stanowić istotne wsparcie.

Niezbędne jest utworzenie specjalnego internetowego serwisu antymobbingowego, który stanowiłby źródło podstawowych informacji dla osób mobbingowanych. Aktywność w ramach ruchu antymobbingowanego może być skutecznym sposobem na wyjście z depresji, z załamania.

Pomagając innym można pomoc i sobie samemu. Człowiek, który ma poczucie własnej wartości uzasadnione swoją działalnością  ma większe szanse nie tylko na przetrwanie, ale także na zrobienie wiele dla innych.  

Józef Wieczorek, Kraków, Niezależne Forum Akademickie, www.nfa.pl  

Appendix:  

Polskie stowarzyszenia antymobbingowe  

OGÓLNOPOLSKIE STOWARZYSZENIE ANTYMOBBINGOWE OSA 

http://republika.pl/osa_stow/start.html

Punkty konsultacyjne: Gdańsk, Kielce, Lublin, Białystok, Jelenia Góra, Warszawa, Gorzów Wielkopolski, Łęczyca, Grudziądz, Krapkowice, Racibórz, Puławy 

KRAJOWE STOWARZYSZENIE ANTYMOBBINGOWE – WROCŁAW http://MOBBING.MOST.ORG.PL/

Oddział w Krakowie http://www.nomobbing.pl/

STOWARZYSZENIE CENTRUM ANTYMOBBINGOWE  http://republika.pl/antymobbing  

Stowarzyszenie Demokratyczna Unia – Kobiet Klub Wrocławski

http://www.umwd.pl/organizacje/news/mobing.htm 

STOWARZYSZENIE ANTYMOBBINGOWE P.P. BARBARY GRABOWSKIEJ

http://www.trojmiasto.pl/ob.phtml?id_ob=12333 

Polskie strony internetowe poświęcone mobbingowi 

Mobbing da się zwalczyć http://www.mobbing.edu.pl/

Mobbing  http://www.mobbing.pl/czym_jest_mobbing.php  

Mobbing akademicki na uczelniach i w instytucjach naukowych

http://www.mobbing-jwieczorek.ans.pl/  

Niezależne Forum Akademickie – www.nfa.pl

Mobbing w środowisku akademickim  http://www.nfa.pl/articles.php?topic=25 

Tekst opublikowany w : Zeszyty Karmelitańskie 4(37) październik-grudzień 2006. Dotknięci Chorobą, s. 65-69. Poznań 2006

Czas skończyć z celebrą akademickich dworów

Czas skończyć z celebrą akademickich dworów

Józef Wieczorek 08-04-2008 Rzeczpospolita 

Polak bez habilitacji nie ma szansy na zatrudnienie na polskiej uczelni na stanowisku profesora – pisze prezes Niezależnego Forum Akademickiego

Stan nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce budzi zaniepokojenie, mimo że liczba młodych Polaków pobierających wyższe wykształcenie przekroczyła już 50 proc. O czym zdaje się nie wiedzieć obecny rząd, zakładający osiągnięcie takiego stanu na koniec swojej kadencji. Kto jak kto, ale rząd powinien znać stan aktualny i mieć realne plany polepszenia go. Jeśli więc założenia zostały osiągnięte, nim rząd zaczął rządzić, to może nie ma już nic do roboty?

Czy kandydat umie pisać?

Tak dobrze jednak nie jest. Statystyka nie powinna wprowadzać w błąd. To, co obecnie traktuje się jako poziom wyższy (dyplomy magistra, licencjata), jest poziomem raczej niskim, a niektórzy uważają, że dawna matura była na wyższym poziomie niż dyplom obecnych uczelni. Zapewne dostrzegła to i Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów, która zaleca, aby rozprawy doktorskie sprawdzały, czy kandydat na doktora umie pisać – proszę sobie wyobrazić! – po polsku. Dawniej odbywało się to na poziomie matury, a dziś na poziomie doktoratu! A i tak – jak kilka lat temu podkreślał prof. Janusz Tazbir – 40 – 70 proc. doktoratów nie spełnia standardów.

Niewykluczone, że dawniejsza matura była na wyższym poziomie niż dyplom obecnych wyższych uczelni

Widać komisje profesorskie promujące takich doktorów też tych standardów nie spełniają, ale nadal działają na froncie produkcji dyplomów bez wartości. Krzywa rośnie! A to najważniejsze, bo przynosi uczelniom wpływy finansowe, no i odpowiednią liczbę stopni i tytułów potrzebnych do akredytacji.

Porządek wschodni

1 maja 2004 r. Polska znalazła się w Unii Europejskiej, ale ten fakt chyba nie został zauważony przez decydentów nauki i szkolnictwa wyższego i nasz system nauki nadal funkcjonuje według porządku wschodniego, a nie zachodniego. Kwalifikacje naukowców utytułowanych na Wschodzie wątpliwości nie budzą, do naszego systemu świetnie się nadają, co innego z naukowcami polskimi, którzy zdecydowali się na uprawianie nauki na nadal podejrzanych uczelniach zachodnich – ci, jeśli nie ukryją swojego polskiego obywatelstwa, raczej szans na stanowisko profesorskie w Polsce nie mają. Wygląda to paradoksalnie, ale rzecz w tym, że paradoksami nasz system nauki stoi, a tak naprawdę – leży.

Po wejściu do UE Polska jakby stanęła na rozdrożu. Co wybrać – porządek wschodni (tak u nas zadomowiony, z licznymi tytułami, z akademicką celebrą, polityką prorodzinną stosowaną do obsadzania dożywotnich etatów akademickich, ustawianiem konkursów dla zaspokojenia potrzeb hierarchów akademickich i ich dworów) czy zachodni (kłopotliwy, bo mobilny, przedkładający – o zgrozo – dorobek naukowy nad tytuły).

Dotąd klarownej decyzji nie podjęto. Nauka w Polsce znalazła się na rozstajach dróg i nadal rozgląda się za drogowskazem.

Europejski drogowskaz

Drogowskaz już jednak jest. Komisja Europejska opublikowała 11 marca 2005 r. Europejską kartę naukowca i kodeks postępowania przy rekrutacji naukowców, aby ich wprowadzenie przyczyniło się do stworzenia europejskiej przestrzeni badawczej bardziej przyjaznej dla naukowców i dającej szansę na zmniejszenie dystansu Europy do USA. Skuteczność tych działań może jednak budzić obawy, bo karta i kodeks to jedynie zalecenia dla członków UE, a nie obowiązujący akt prawny. Zainteresowanie w Polsce tymi zaleceniami jest nader skromne, jakby drogowskaz schowany był we mgle, a decydenci, obchodząc go wkoło, nie zauważali właściwego kierunku.

A może nie chcą zauważyć, zważywszy, że wskazuje:

1) kompatybilność karier naukowych (bez habilitacji i bez profesur belwederskich – specjalności polskiej kuchni akademickiej),

2) rekrutację kadr poprzez rzeczywiste (a nie ustawiane jak u nas) konkursy na stanowiska akademickie,

3) jawność dorobku i procedur (utajnianie teczek akademickich na wieki – wykluczone!),

4) mobilność kadry wykluczającą „chów wsobny”, w czym jesteśmy mistrzami.

Ustawiaczy nikt nie ściga

Beneficjenci dotychczasowego systemu za takim drogowskazem, choćby go zauważyli, nie pójdą. To by była dla nich katastrofa, droga ku przepaści.

Na razie preferuje się wygodną postawę według reguły: skoro nie ma nakazu, aby kartę i kodeks wprowadzić, lecz co najwyżej się to zaleca, nie ma się czym przejmować. Zalecenia te zostały pominięte przy tworzeniu ustawy o szkolnictwie wyższym w 2005 r.

Oddolna inicjatywa Niezależnego Forum Akademickiego wdrożenia Europejskiej karty naukowca do nowego aktu prawnego została zignorowana. Nie wszystkim jest, jak widać, po drodze do porządku zachodniego.

Kilkuletnia działalność Niezależnego Forum Akademickiego wskazuje, że krajowi beneficjenci systemu nie bardzo się kwapią do zmian realnych, co najwyżej je pozorują. Demokratyczna większość jest co prawda za zmianami, ale takimi, aby wszystko zostało po staremu. Zdecydowana mniejszość chce zmian realnych, ale większość tej mniejszości boi się o nie walczyć otwarcie – wie, czym to grozi!

Najwyższy czas, aby do reformowania systemu nauki włączyć Polaków „zagranicznych”, mających stały kontakt z nauką światową

W lepszej sytuacji są Polacy „zagraniczni” i to oni na ogół podpisują petycje, aby obecny system zmienić. Mają w tym interes, bo gdy wszystko pozostanie po staremu, do emerytury nie mają po co wracać do kraju. Jeśli za granicę wyjechali stosunkowo wcześnie i nie zdobyli u nas stopni naukowych, nie zostali utytułowani, to po powrocie nie mają co liczyć na etat. Konkursy rozpisuje się na samych swoich, a ustawiaczy, w przeciwieństwie np. do ustawiaczy meczów piłkarskich, nikt nie ściga – bo to taki jest obyczaj w nauce.

Nie dyskryminować aktywnych

Ktoś, kto jest Polakiem, nie ma zresztą wielu szans na zatrudnienie na stanowisku profesora, jeśli nie ma habilitacji, mimo że w wypadku cudzoziemca jest to możliwe. Zdarzają się przypadki zrzekania się obywatelstwa polskiego, aby otrzymać stanowisko profesora na polskiej uczelni. Jest to istotny powód tego, że polscy naukowcy nie mają zamiaru wracać do kraju przed emeryturą, ale też jest to powód, aby włączyć się do działań na rzecz zmiany systemu nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce. Dopóki będzie w nim obowiązywał porządek wschodni, a nie zachodni, nie ma co liczyć, że tzw. nauka polska będzie się liczyła w świecie.

Konieczne są nie tylko większe pieniądze, nie tylko możliwość zróżnicowania wynagradzania pracowników w zależności od osiągnięć. Potrzebna jest przede wszystkim kompatybilność systemowa, konieczne są zmiany prawne, które nie będą dyskryminowały zbyt aktywnych, zbyt niezależnych Polaków robiących karierę naukową poza granicami kraju. Konieczne są otwarte, rzeczywiste konkursy na stanowiska naukowe, konieczna jest ocena pracowników przez gremia międzynarodowe, jawność dorobku naukowego itd.

Najwyższy czas, aby do reformowania systemu nauki włączyć Polaków „zagranicznych”, mających stały kontakt z nauką światową i zachowujących niemal ciągły kontakt z krajem. Ich doświadczenia należałoby wykorzystać. Jeszcze jest czas.

 

Autor, doktor geologii, paleontolog, pracował w Polskiej Akademii Nauk oraz na Uniwersytecie Jagiellońskim, był działaczem Polskiego Towarzystwa Geologicznego i redaktorem „Annales Societatis Geologorum Poloniae”, współorganizatorem NSZZ „Solidarność” w Instytucie Nauk Geologicznych UJ w 1980 r. Ostatnio wydał książkę „Drogi i bezdroża nauki w Polsce”, jest prezesem Fundacji Niezależne Forum Akademickie, redaktor portalu NFA www.nfa.pl

Profesorowie z szybkiej ścieżki – komentarz

Profesorowie z szybkiej ścieżki – komentarz 

 

Tekst ‚Profesorowie z szybkiej ścieżki’ -Tygodnik Przegląd, nr. 14 2008 – http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=nauka&name=60  świadczy  o tym , że  autor  nader słabo orientuje się  w  temacie. Projekt zmian w szkolnictwie wyższym opracował nie MEN ( Ministerstwo Edukacji Narodowej) lecz MNiSzW ( Ministerstwo  Nauki i Szkolnictwa Wyższego).  Projekt zakłada kompleksową reformę systemu nauki i szkolnictwa wyższego a    rezygnacja z pracy habilitacyjnej to tylko jeden punkt  tej reformy.  Szkoda, że autor nie pofatygował się na Hożą aby się coś więcej dowiedzieć na temat swojego artykułu. Po takich tekstach,  których jest wiele w mediach, a dominują w Gazecie Wyborczej, kto jak kto, ale polski moherowy podatnik nie wyrobi sobie właściwego poglądu o materii, której co prawda nie tworzy, ale  utrzymuje. 

Nie będę tu pisał osobnego artykułu aby prostować opinie autora o nauce w Polsce. Odsyłam zainteresowanych do książeczki Drogi i bezdroża nauki w Polsce  ( dostępnej także w internecie http://www.nfa.pl/skany/drogi.pdf ) lub na portal  Niezależne Forum Akademickiewww.nfa.pl. Chciałbym jednak zaprotestować przeciwko nieuprawnionym  insynuacjom autora jakoby „Minister Barbara Kudrycka weszła w buty ministra Seweryńskiego..” Nie miała żadnych szans ! Jak pokazał niedawno tygodnik Wprost zabetonowano nogi Pani minister, aby żadnego kroku do przodu nie mogła wykonać. Kolejne media jakby tego betonu jeszcze dodają,  zamiast po dżentelmeńsku pomóc kobiecie. Jak pisałem kilka lat temu w tygodniku PRZEGLĄD nr 47 z dnia 23 listopada 2003 „ Polska jest potęgą habilitacyjną czy profesorską, ale mizerią naukową”. Obecnie mogę jeszcze dodać – także mizerią dżentelmeńską.

Józef Wieczorek, Niezależne Forum Akademickie, www.nfa.pl

Chodakiewicz kontra Gross

Chodakiewicz kontra Gross

Trudno nie zgodzić się z konkluzją Piotra Gontarczyka (Rz. 25.01.2008), że książka M. J. Chodakiewicza ‚Po Zagładzie’ to praca naukowa a książka ‚Strach’ J.T.Grossa to praca manipulacyjna. Takie wrażenie powstaje także po spotkaniach z obu autorami w Krakowie. Spotkanie z autorem pracy naukowej – kameralne, bez rozgłosu, pytania bezpośrednie, odpowiedzi rzeczowe. Spotkanie z autorem pracy manipulacyjnej – z rozgłosem, w ogromnej sali, i to uniwersyteckiej, ale w gruncie rzeczy to spotkanie głównie z red. A. Michnikem w obecności autora ‚Strachu’, jakby zupełnie nie zainteresowanego tym, co oczekuje od niego publiczność. Arogancja, lekceważenie, milczenie na niewygodne pytania. Nazywanie tego debatą to oczywista manipulacja i negatywne oddziaływanie na młodzież akademicką ()licznie przybyłą na spotkanie. Gross argumentował, że nie musi mówić bo się zgadza z tym co mówią paneliści, nie dodając jednak, że dobrani tak aby różnic nie było. Kto ma inne spojrzenie to osoba niepoważna, z którą Gross dyskutować nie będzie. O dziwo, najlepiej ducha ‚debaty’ nad ‚Strachem’ wyraził Marek Edelman mówiąc, że ZNAK na tym zarobi pieniądze, a za parę miesięcy nikt o tym nie będzie pamiętał.

Józef Wieczorek (Krakow)

Rzeczpospolita, 7 lutego, 200

Pozwólcie wracać polskim naukowcom

Pozwólcie wracać polskim naukowcom

Niezależne Forum Akademickie przygotowało petycję do Sejmu i Rządu RP w sprawie dyskryminacji obywateli polskichprzy zatrudnianiu pracowników naukowych. Petycję podpisało już kilkudziesięciu polskich naukowców pracujących w różnych krajach: w USA, Kanadzie, Australii, Anglii, Holandii, Irlandii, Niemczech, Polsce, Szwecji. Okazuje się, że polskim obywatelom jest znacznie trudniej zatrudnić się na polskiej uczelni niż obywatelom innych krajów. Jeśli ktoś wyjechał z kraju i zrobił karierę naukową na zagranicznej uczelni raczej winien tam zostać do końca swoich sił twórczych, bo jego powrót do kraju jest niemile widziany. Przed ewentualnością powrotów – nawet najlepszych polskich naukowców z zagranicy – uczelnie zabezpieczają przepisy prawne obowiązujące w Polsce. Ktoś kto jest Polakiem nie ma wiele szans na zatrudnienie na stanowisku profesora jeśli nie ma habilitacji, mimo że w przypadku cudzoziemca jest to możliwe. Zdarzają się przypadki zrzekania się obywatelstwa polskiego, aby otrzymać stanowisko profesora na polskiej uczelni. Jest to istotny powód, że polscy naukowcy nie mają zamiaru wracać do kraju przed emeryturą. Najwyższy czas aby politycy zajęli się polityką naukową i zmienili prawo ‚akademickie’ tak aby było bardziej przyjazne dla Polaków pragnących pracować dla dobra kraju.

Józef Wieczorek – Prezes fundacji Niezależne Forum Akademickie, www.nfa.pl

Rzeczpospolita, 23.01.2008

Petycja Niezależnego Forum Akademickiego do Sejmu i Rządu RP w sprawie dyskryminacji obywateli polskich przy rekrutacji pracowników naukowych